Trole przeszły gęsiego przez osadę, która na swych brzegach wyglądał jakby przez nią przeszedł kataklizm i skręciły za Czkawką do portu. Pertraktacje może nie były najprostsze, ale że król troli, bo tak nazywały swego przywódcę te krępe stworzonka, zginął podczas walki, to legendarne istoty przystały na warunki młodego wikinga. Posiadanie własnej wyspy z dala od wścibskich ludzi wcale im się uśmiechało. Tylko Bert nie był zachwycony całą tą sprawą.
- Czkawka! Miały być dzieci i staruszkowie! Dzieci i staruszkowie!
Ostatecznie sprawę załatwiło kilka ładnych toporków i worek kapusty za przysługę. Załoga Berta stanęła za sterami kilu statków należących do mieszkańców Berk i obiecali wrócić, by oddać żaglowce właścicielom i pohandlować. Ludzie skandowali, gdy statki rozłożyły żagle i ruszyły przed siebie prując fale. Koniec dnia, koniec wojny, koniec zmartwień. Wszystko zapowiadało się znakomicie, nie wliczając naprawiania szkód.
- Proszę. Jak pięknie się wszystko rozwiązało - podsumował Czkawka i otrzepał ręce z symbolicznego kurzu.
- To co? - Astrid uderzyła go w ramię, a chłopak automatycznie odsunął się parę centymetrów.
Jednak chwilę potem, gdy Glizda zastanawiała się, czy naprawdę powinna odejść, chwycił złotowłosą w pasie i przyciągnąwszy do siebie namiętnie pocałował. Ta uwiesiła mu się na szyi i przewróciła na plecy. Wszyscy, którzy to widzieli wybuchli śmiechem. Oprócz brunetki.
- Co księżniczko? Widziałaś jak gromiłem te trole? - Sączysmark szybko zapomniał o zakochanych i zaczął uganiać się za Szpadką, zresztą tak jaki i Śledzik. Ale dziewczyna miała już swoją taktykę i nie omieszkała zawołać Jota i Wyma. Problem polegał tylko na tym, że Jotowi nie specjalnie śpieszyło się do odganiania zalotników i wychodziło to różnie. Nawet Eret, którego Glizda nie poznała osobiście znalazł sobie zajęcie, jakim było przeszkadzanie narzeczonym. Atmosfera była luźna i wesoła przez co mała sierotka, o brązowych włosach z masą zadrapań na ciele poczuła się obco. W miejscu, które powitało ją jakby było domem, które pragnęła pokochać. Ale na swoje nieszczęście pokochała coś jeszcze... Nawet trójka, która uganiała się teraz za sobą wzajemnie, flirtując i wygłupiając się okazała się wspaniałymi kompanami, gdy dziewczyna zaczęła myśleć o nich w czasie przeszłym.
- To co Mieczyk? - rzuciła do chłopaka stojącego obok - Wszyscy mają zajęcie, tylko nie my.
- Ta... - przytaknął blondyn - Ale już niedługo - dodał i z szatańskim uśmiechem ruszył po cichu w kierunku owiec pasących się niedaleko portu.
Glizda prychnęła rozbawiona, gdyż w mgnieniu oka rozpracowała zamysły bliźniaka. Nie chciała dłużej zostać w miejscu pełnym radości i miłości, w którym ona zostawała niezauważona. Otarła zaschniętą krew z ramienia i wolnym krokiem ruszyła w głąb wioski. Przemierzała puste dróżki, przyglądając się bawiącym się smokom przyćmionym wzrokiem. Nie chciała przyznać się przed samą sobą, ale liczyła na to, że Czkawka zauważy jej znikniecie i pobiegnie w ślad za nią, by błagać ją o powrót do ludzi lub posnuje się z nią po Berk. Jednak życie nie było bajką, a Glizda nie raz przekonała się o tym na własnej skórze. Szła więc dalej i właśnie wtedy uświadomiła sobie, że jej podarte na części i pozbawione emocji serce od przyjazdu na Berk zaczęło znów bić. Nie była bezduszna i samolubna, nie musiała już mordować, walczyć o przetrwanie. W takim razie, co ją określało? Co miała robić, skoro jedynym co potrafiła było zabijanie? Z głową zasnutą podobnymi myślami dreptała przed siebie tak długo, aż nie dotarła na Arenę. Nogi przyprowadziły ją tu instynktownie, bo przed wojną często tu przychodziła. Od opuszczenia rodzinnej wyspy bardzo się zmieniła. Leciała na Nocnej Furii, ba! Ona uwielbiała tą Nocną Furię! Gotowa byłaby oddać życie za Szczerbatka! Za smoka... Ale tylko za tego jednego, bo Tajfumerang, na którym leciała ostatnio nie kojarzył jej się dobrze.
Zacisnęła mocno zęby, a jej dłonie uformowały się w pięści. Powinna teraz uciekać jak najdalej od Berk, a ona nie potrafiła. Jakaś część jej związała się już z tym miejscem. Wiedziała, że to najsłuszniejszy krok, że tylko tak uchroni przyjaciół od kolejnych katastrof, bo była magnesem. Bogowie jej nie lubili, od bardzo dawna. Zdawać się mogło i tak właśnie myślała teraz Glizda, że została przeklęta w momencie, gdy po raz pierwszy zakosztowała smoczego mięsa. Innych ono brzydziło, wykorzystywali wszystko, tylko nie mięso. Bronili się, ale nie polowali na smoki z głodu.
Brunetka pozwoliła sobie na krzyk i kopnęła kamień leżący pod jej nogami. Niewiele to pomogło. Była wściekła na samą siebie za to, że jest za słaba, by obronić Berk przed gniewem Odyna, który ją przeklął. Osunęła się pod ścianę Areny i podwinęła nogi pod siebie. Nie płakała. Nie mogła.
Słońce powoli kończyło swoja wędrówkę po niebie tamtego dnia, a ludzie z wioski ruszali ku swoim mieszkaniom po ciężkim dniu. Choć popołudnie zaznaczyło się wielką wiktorią, to reszta czasu zeszła wikingom na chowaniu zmarłych i opatrywaniu rannych. Wszędzie panowała przytłaczająca cisza. Kolejny świt miał być im znakiem do rozpoczęcia naprawiania szkód, jakby mało było przygotowań przed nadchodzącą wielkimi krokami zimą.
Czkawka siedział na brzegu łóżka Astrid i odgarniał niesforne kosmyki z jej czoła. Złotowłosa uśmiechała się do niego delikatnie spod kołdry. Zielone oczy wodza przyglądały się jej z troską, ale dziewczyna szukała w nich innego uczucia, uczucia, którego on od zawsze szukał w jej oczach. I nigdy nie znalazł. Brunet był wyjątkowo emocjonalnym chłopakiem, który potrzebował od czasu do czasu się komuś wyżalić i ona chętnie przyjmowała tą rolę. Jednak, gdy on oczekiwał, że Astrid wyleje z serca troski i będzie szukać u niego wsparcia.... nie mogła pomóc. Była na to zbyt duma i twarda. Posiadała serce wojowniczki, które krwawiło po cichu. W samotności. W tamtej chwili, gdy patrzył na nią z tą wielką troską, znów czekał, aż ona mu się wyżali. Nie zrobiła tego, nie powiedziała, że jest zazdrosna i że brakuje jej matki, która zmarła zeszłej wiosny nękana chorobą. Uśmiechnęła się tylko delikatnie i zamknęła niebieskie oczy.
Chłopak zatrzymał rękę nad jej twarzą i ucałował w czoło, po czym wyszedł z domu złotowłosej. Cisza dźwięczała mu w uszach, ale był dumny. Wypełnił obowiązek wodza i uchronił wioskę... Ale nie sam. Sam nigdy by sobie nie poradził. Ziewnął przeciągle, poprawił bandaże i ruszył w stronę domu, przed którym siedział już Szczerbatek. Smok wyglądał swojego przyjaciela z niecierpliwością i równomiernie machał ogonem. Dopiero, gdy Czkawka zbliżył się na odległość jego wzroku, Szczerbatek podniósł się na nogi i uśmiechnął swoim sposobem.
- Chodź Mordko - szepnął chłopak - Idziemy spać.
Brunet położył rękę pa pysku smoka i spojrzał na niego z miłością. Szczerbatek był dla niego całym światem, nic nie liczyło się tak bardzo. Weszli do chatki, zostawiając Chmuroskoka samego na zewnątrz, co zresztą nie zrobiło smacznie śpiącemu zwierzęciu różnicy i minąwszy śpiącą na dole Valkę, którą Czkawka okrył kocem leżącym pod ścianą, udali się po schodach na górę. Młody wiking z trudem doczłapał na swoje łóżko i legł na nim ledwie żywy. Pewnie zasnął by też od razu, gdyby Szczerbatek nie patrzył błagalnie raz to na niego, raz na drzwi do pokoju Glizdy.
- Co jest Szczerbek? Chcesz jej powiedzieć "dobranoc"? Daj dziewczynie spokój...
Mimo swojego marudzenia, Czkawka wstał i podszedł do smoka. Następnie delikatnie zapukał do drzwi. Odpowiedziała mu cisza... Chłopak zawahał się i przyłożył ucho do drzwi. Nie dało się słyszeć nawet oddechu. Tylko cisza. Niepewnie, ze zmartwioną miną pchnął drzwi i wraz ze Szczerbatkiem wetknął przez nie głowę. Ich oczom ukazała się skrzynia, okno i puste łóżko... Smok warknął cicho i zmarszczył nos.
- Hej, hej smoczku... - powiedziała półszeptem, ale odpowiedziało jej tylko echo -Śledzik zabronił tu wchodzić - dodała i zagłębiła się w nieprzeniknione ciemności.
Klatka była przestronna, a Glizda nie mogła wymacać ścian. Nie widziała praktycznie nic oprócz swoich dłoni. Nagle zwaliła się jak długa na ziemię, a pod stopami wyczuła ciepły, mały kształt.
- Ty mały gnojku - wysyczała - Przez ciebie się wywaliłam!
Smok wyślizgnął się spod jej nóg i podreptał do głowy, która fascynowała go o wiele bardziej. Nie mogąc jednak podziwiać tej pucułowatej twarzyczki w całej jej okazałości z powodu ciemności, wystrzelił przed siebie małą płonącą kulkę. W klatce na raz pojaśniało, choć niewiele. Mały płomień zatrzymał się niebezpiecznie blisko głowy Glizdy. Przynajmniej brunetka mogła już cokolwiek zobaczyć i niezdarnie dźwignęła się na nogi. Jej oczy błądziły po zakamarkach pomieszczenia szukając czegokolwiek, na czym mogły by się zatrzymać. Z powodzeniem. Dziewczyna zastanowiła się chwilę i podniosła zielonego gada, który przycupnął u jej stóp. Ku jej zaskoczeniu był całkiem przyjemny w dotyku - miękki i ciepły. Zrobiła dwa kroki na przód w kierunku zabazgranej kleistą mazią ściany i wtedy tlący się ledwie na ziemi płomień zgasnął. Glizda zaklęła siarczyście, a mały smok wystrzelił kolejnym ognistym pociskiem przed siebie.
- Dzięki gadzie - wydukała zdziwiona i zaczęła przyglądać się niezrozumiale nabazgranym napisom.
Jedną ręką zafrasowana zaczęła głaskać smoka, który w zamian wydobył z siebie ciche mruczenie, a drugą dotknęła odcisku dłoni na ścianie. Ta ustąpiła lekko do przodu i po chwili całkowicie zniknęła z boku. Oczom brunetki i ciekawskiego smoka ukazał się długi, ciemny tunel... Na szczęście na wyciągnięcie ręki znajdowała się pochodnia, którą zielony zwierzak z chęcią zapalił. Glizda bez zastanowienia chwyciła ją w dłoń i ruszyła przed siebie. Nawet nie zauważyła, gdy wejście zamknęło się za nią bezgłośnie. Spojrzeniem błądziła po obryzganych krwią i mazią ścianach korytarza, a na jej głowę kapała kleista ciecz. Brunetka nie czuła strachu, a jedynie ekscytację i adrenalinę pulsującą jej w żyłach.
Nie miała pojęcia jak długo idzie, nie mniej Straszliwiec Straszliwy, którego trzymała na ręce zdążył już zasnąć, a ona nadal nie widziała końca korytarza. Wtem jednak, daleko z przodu, pojawiła się nikła smuga światła. Glizda zwęziła oczy w szparki, ale nadal nie miała pewności czy to nie złudzenie. Nabrała powietrza w płuca i zdmuchnęła pochodnię. Teraz widziała na pewno. Delikatne, błękitne światło daleko na wprost. Ruszyła żwawo w jego stronę z dziwną nadzieją w sercu. Smok obudzony zmianą tempa marszu ziewnął przeciągle i wtulił się w rękę dziewczyny. Zaraz potem jednak uniósł główkę wysoko i zaczął nasłuchiwać. Z jego gardełka wydobył się dziwny, nieprzyjemny furkot, a zwierzak wbił pazury w skórę Glizdy. Ta jednak zafascynowana światłem niczego nie poczuła. Wreszcie doszła do końca korytarza. Zielony gad zeskoczył z niej i cofnął się wystraszony z przerażeniem śledząc każdy ruch nieprzytomnej wręcz dziewczyny. Znaleźli się w okrągłej sali, do której prowadziły cztery korytarze, jednym z nich właśnie przyszli. Na środku podłogi i sufitu widniała dziura tak ogromna, że nie sposób byłoby ją przeskoczyć. Natomiast nad dziurą unosił się nieokreślonego kształtu przedmiot wytwarzający niebieskie światło. Gdy stanąć w miejscu, można by zobaczyć, że przedmiot drga nieustannie i faluje dziwacznie. Brunetka nie zastanawiała się nad tym, tylko nieprzerwanie z wyciągniętą przed siebie ręką zmierzała ku przedmiotowi. Wtem stanęła na skraju dziury i po prostu go sięgnęła...
- NIE!!! - głosowi Czkawki zawtórował donośny ryk Szczerbatka, który pędził niezmordowanie przez korytarz, którym nie mógł lecieć bacząc na jego wielkość.
Było już za późno. Zgrabne palce piegowatej brunetki dotknęły unoszącego się przedmiotu, a pomieszczenie i wszystkie korytarze wypełniło rażące, błękitne światło. Błysk tak oślepiający, że samo o nim wspomnienie zdolne było wywołać ból oczu...
- To co? - Astrid uderzyła go w ramię, a chłopak automatycznie odsunął się parę centymetrów.
Jednak chwilę potem, gdy Glizda zastanawiała się, czy naprawdę powinna odejść, chwycił złotowłosą w pasie i przyciągnąwszy do siebie namiętnie pocałował. Ta uwiesiła mu się na szyi i przewróciła na plecy. Wszyscy, którzy to widzieli wybuchli śmiechem. Oprócz brunetki.
- Co księżniczko? Widziałaś jak gromiłem te trole? - Sączysmark szybko zapomniał o zakochanych i zaczął uganiać się za Szpadką, zresztą tak jaki i Śledzik. Ale dziewczyna miała już swoją taktykę i nie omieszkała zawołać Jota i Wyma. Problem polegał tylko na tym, że Jotowi nie specjalnie śpieszyło się do odganiania zalotników i wychodziło to różnie. Nawet Eret, którego Glizda nie poznała osobiście znalazł sobie zajęcie, jakim było przeszkadzanie narzeczonym. Atmosfera była luźna i wesoła przez co mała sierotka, o brązowych włosach z masą zadrapań na ciele poczuła się obco. W miejscu, które powitało ją jakby było domem, które pragnęła pokochać. Ale na swoje nieszczęście pokochała coś jeszcze... Nawet trójka, która uganiała się teraz za sobą wzajemnie, flirtując i wygłupiając się okazała się wspaniałymi kompanami, gdy dziewczyna zaczęła myśleć o nich w czasie przeszłym.
- To co Mieczyk? - rzuciła do chłopaka stojącego obok - Wszyscy mają zajęcie, tylko nie my.
- Ta... - przytaknął blondyn - Ale już niedługo - dodał i z szatańskim uśmiechem ruszył po cichu w kierunku owiec pasących się niedaleko portu.
Glizda prychnęła rozbawiona, gdyż w mgnieniu oka rozpracowała zamysły bliźniaka. Nie chciała dłużej zostać w miejscu pełnym radości i miłości, w którym ona zostawała niezauważona. Otarła zaschniętą krew z ramienia i wolnym krokiem ruszyła w głąb wioski. Przemierzała puste dróżki, przyglądając się bawiącym się smokom przyćmionym wzrokiem. Nie chciała przyznać się przed samą sobą, ale liczyła na to, że Czkawka zauważy jej znikniecie i pobiegnie w ślad za nią, by błagać ją o powrót do ludzi lub posnuje się z nią po Berk. Jednak życie nie było bajką, a Glizda nie raz przekonała się o tym na własnej skórze. Szła więc dalej i właśnie wtedy uświadomiła sobie, że jej podarte na części i pozbawione emocji serce od przyjazdu na Berk zaczęło znów bić. Nie była bezduszna i samolubna, nie musiała już mordować, walczyć o przetrwanie. W takim razie, co ją określało? Co miała robić, skoro jedynym co potrafiła było zabijanie? Z głową zasnutą podobnymi myślami dreptała przed siebie tak długo, aż nie dotarła na Arenę. Nogi przyprowadziły ją tu instynktownie, bo przed wojną często tu przychodziła. Od opuszczenia rodzinnej wyspy bardzo się zmieniła. Leciała na Nocnej Furii, ba! Ona uwielbiała tą Nocną Furię! Gotowa byłaby oddać życie za Szczerbatka! Za smoka... Ale tylko za tego jednego, bo Tajfumerang, na którym leciała ostatnio nie kojarzył jej się dobrze.
Zacisnęła mocno zęby, a jej dłonie uformowały się w pięści. Powinna teraz uciekać jak najdalej od Berk, a ona nie potrafiła. Jakaś część jej związała się już z tym miejscem. Wiedziała, że to najsłuszniejszy krok, że tylko tak uchroni przyjaciół od kolejnych katastrof, bo była magnesem. Bogowie jej nie lubili, od bardzo dawna. Zdawać się mogło i tak właśnie myślała teraz Glizda, że została przeklęta w momencie, gdy po raz pierwszy zakosztowała smoczego mięsa. Innych ono brzydziło, wykorzystywali wszystko, tylko nie mięso. Bronili się, ale nie polowali na smoki z głodu.
Brunetka pozwoliła sobie na krzyk i kopnęła kamień leżący pod jej nogami. Niewiele to pomogło. Była wściekła na samą siebie za to, że jest za słaba, by obronić Berk przed gniewem Odyna, który ją przeklął. Osunęła się pod ścianę Areny i podwinęła nogi pod siebie. Nie płakała. Nie mogła.
*
Słońce powoli kończyło swoja wędrówkę po niebie tamtego dnia, a ludzie z wioski ruszali ku swoim mieszkaniom po ciężkim dniu. Choć popołudnie zaznaczyło się wielką wiktorią, to reszta czasu zeszła wikingom na chowaniu zmarłych i opatrywaniu rannych. Wszędzie panowała przytłaczająca cisza. Kolejny świt miał być im znakiem do rozpoczęcia naprawiania szkód, jakby mało było przygotowań przed nadchodzącą wielkimi krokami zimą.
Czkawka siedział na brzegu łóżka Astrid i odgarniał niesforne kosmyki z jej czoła. Złotowłosa uśmiechała się do niego delikatnie spod kołdry. Zielone oczy wodza przyglądały się jej z troską, ale dziewczyna szukała w nich innego uczucia, uczucia, którego on od zawsze szukał w jej oczach. I nigdy nie znalazł. Brunet był wyjątkowo emocjonalnym chłopakiem, który potrzebował od czasu do czasu się komuś wyżalić i ona chętnie przyjmowała tą rolę. Jednak, gdy on oczekiwał, że Astrid wyleje z serca troski i będzie szukać u niego wsparcia.... nie mogła pomóc. Była na to zbyt duma i twarda. Posiadała serce wojowniczki, które krwawiło po cichu. W samotności. W tamtej chwili, gdy patrzył na nią z tą wielką troską, znów czekał, aż ona mu się wyżali. Nie zrobiła tego, nie powiedziała, że jest zazdrosna i że brakuje jej matki, która zmarła zeszłej wiosny nękana chorobą. Uśmiechnęła się tylko delikatnie i zamknęła niebieskie oczy.
Chłopak zatrzymał rękę nad jej twarzą i ucałował w czoło, po czym wyszedł z domu złotowłosej. Cisza dźwięczała mu w uszach, ale był dumny. Wypełnił obowiązek wodza i uchronił wioskę... Ale nie sam. Sam nigdy by sobie nie poradził. Ziewnął przeciągle, poprawił bandaże i ruszył w stronę domu, przed którym siedział już Szczerbatek. Smok wyglądał swojego przyjaciela z niecierpliwością i równomiernie machał ogonem. Dopiero, gdy Czkawka zbliżył się na odległość jego wzroku, Szczerbatek podniósł się na nogi i uśmiechnął swoim sposobem.
- Chodź Mordko - szepnął chłopak - Idziemy spać.
Brunet położył rękę pa pysku smoka i spojrzał na niego z miłością. Szczerbatek był dla niego całym światem, nic nie liczyło się tak bardzo. Weszli do chatki, zostawiając Chmuroskoka samego na zewnątrz, co zresztą nie zrobiło smacznie śpiącemu zwierzęciu różnicy i minąwszy śpiącą na dole Valkę, którą Czkawka okrył kocem leżącym pod ścianą, udali się po schodach na górę. Młody wiking z trudem doczłapał na swoje łóżko i legł na nim ledwie żywy. Pewnie zasnął by też od razu, gdyby Szczerbatek nie patrzył błagalnie raz to na niego, raz na drzwi do pokoju Glizdy.
- Co jest Szczerbek? Chcesz jej powiedzieć "dobranoc"? Daj dziewczynie spokój...
Mimo swojego marudzenia, Czkawka wstał i podszedł do smoka. Następnie delikatnie zapukał do drzwi. Odpowiedziała mu cisza... Chłopak zawahał się i przyłożył ucho do drzwi. Nie dało się słyszeć nawet oddechu. Tylko cisza. Niepewnie, ze zmartwioną miną pchnął drzwi i wraz ze Szczerbatkiem wetknął przez nie głowę. Ich oczom ukazała się skrzynia, okno i puste łóżko... Smok warknął cicho i zmarszczył nos.
*
Nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła. Obudził ją dopiero Straszliwiec Straszliwy, który wlazł jej na kolana i przyglądał się jej twarzy. W pewnym momencie nawet ugryzł ją w nos. Właśnie wtedy odzyskała przytomność. Nie krzyknęła, tylko skrzywiła się lekko i odłożyła smoka na ziemię, po czym rozmasowała nos.
- Skubany - wycedziła.
Zwierzak dalej jej się przyglądał wyłupiastymi oczyma. Był ledwie większy od jej stopy, ale jak widać już skory był do psot. Glizda miała ochotę kopnąć gada, ale świadomość, że jest na Berk w dziwaczny sposób jej to uniemożliwiała. Dziewczyna wzięła więc tylko kamień, który miała pod ręką i rzuciła w smoka. Ten zgrabnie uskoczył przed pociskiem i powędrował za nim. Zwierzak usiadł w miejscu, gdzie zatrzymał się kamień i tak siedział. Brunetce po chwili zaczęło działać to na nerwy, to też nazbierała tyle pocisków ile zmieściła w garści i wstała. Powoli zbliżyła się do Straszliwca Straszliwego i stanęła za nim. Arena skąpana była w ciemnościach, nawet gwiazdy schowały się za chmurami. Być może trole właśnie dobijały do brzegów jej rodzimej wyspy. Glizda cisnęła kamieniem z nienawiścią przed siebie, a gad podreptał za nim zaciekawiony. Kolejne pociski wystrzeliwał na różne strony Areny z reki wściekłej brunetki, a gad krążył od jednego do drugiego uradowany nową zabawą. Wreszcie Gliździe skończyła się amunicja, a smok podreptał za jednym z kamieni do wielkiego pomieszczenia, które dawniej było klatką gigantycznego smoka...
Dziewczyna odetchnęła kilka razy głębiej i rozejrzała się po pustej w tej chwili Arenie.
- Mały? Gdzie jesteś? - szepnęła, bojąc się, że głośniejszy dźwięk może jej ściągnąć nieszczęście na głowę.
Niepewnie i powoli ruszyła w stronę wielkiej klatki. Jej dłoń ślizgała się po zimnej ścianie w ślad za nią. Wtem stanęła w wejściu do mrocznej klatki, w której niegdyś trzymano bestię. Niewiele mogła dostrzec, ale już w samym wejściu, które było jako tako dostrzegalne, widniały ślady kłów, pazurów, spalenizny.- Hej, hej smoczku... - powiedziała półszeptem, ale odpowiedziało jej tylko echo -Śledzik zabronił tu wchodzić - dodała i zagłębiła się w nieprzeniknione ciemności.
Klatka była przestronna, a Glizda nie mogła wymacać ścian. Nie widziała praktycznie nic oprócz swoich dłoni. Nagle zwaliła się jak długa na ziemię, a pod stopami wyczuła ciepły, mały kształt.
- Ty mały gnojku - wysyczała - Przez ciebie się wywaliłam!
Smok wyślizgnął się spod jej nóg i podreptał do głowy, która fascynowała go o wiele bardziej. Nie mogąc jednak podziwiać tej pucułowatej twarzyczki w całej jej okazałości z powodu ciemności, wystrzelił przed siebie małą płonącą kulkę. W klatce na raz pojaśniało, choć niewiele. Mały płomień zatrzymał się niebezpiecznie blisko głowy Glizdy. Przynajmniej brunetka mogła już cokolwiek zobaczyć i niezdarnie dźwignęła się na nogi. Jej oczy błądziły po zakamarkach pomieszczenia szukając czegokolwiek, na czym mogły by się zatrzymać. Z powodzeniem. Dziewczyna zastanowiła się chwilę i podniosła zielonego gada, który przycupnął u jej stóp. Ku jej zaskoczeniu był całkiem przyjemny w dotyku - miękki i ciepły. Zrobiła dwa kroki na przód w kierunku zabazgranej kleistą mazią ściany i wtedy tlący się ledwie na ziemi płomień zgasnął. Glizda zaklęła siarczyście, a mały smok wystrzelił kolejnym ognistym pociskiem przed siebie.
- Dzięki gadzie - wydukała zdziwiona i zaczęła przyglądać się niezrozumiale nabazgranym napisom.
Jedną ręką zafrasowana zaczęła głaskać smoka, który w zamian wydobył z siebie ciche mruczenie, a drugą dotknęła odcisku dłoni na ścianie. Ta ustąpiła lekko do przodu i po chwili całkowicie zniknęła z boku. Oczom brunetki i ciekawskiego smoka ukazał się długi, ciemny tunel... Na szczęście na wyciągnięcie ręki znajdowała się pochodnia, którą zielony zwierzak z chęcią zapalił. Glizda bez zastanowienia chwyciła ją w dłoń i ruszyła przed siebie. Nawet nie zauważyła, gdy wejście zamknęło się za nią bezgłośnie. Spojrzeniem błądziła po obryzganych krwią i mazią ścianach korytarza, a na jej głowę kapała kleista ciecz. Brunetka nie czuła strachu, a jedynie ekscytację i adrenalinę pulsującą jej w żyłach.
Nie miała pojęcia jak długo idzie, nie mniej Straszliwiec Straszliwy, którego trzymała na ręce zdążył już zasnąć, a ona nadal nie widziała końca korytarza. Wtem jednak, daleko z przodu, pojawiła się nikła smuga światła. Glizda zwęziła oczy w szparki, ale nadal nie miała pewności czy to nie złudzenie. Nabrała powietrza w płuca i zdmuchnęła pochodnię. Teraz widziała na pewno. Delikatne, błękitne światło daleko na wprost. Ruszyła żwawo w jego stronę z dziwną nadzieją w sercu. Smok obudzony zmianą tempa marszu ziewnął przeciągle i wtulił się w rękę dziewczyny. Zaraz potem jednak uniósł główkę wysoko i zaczął nasłuchiwać. Z jego gardełka wydobył się dziwny, nieprzyjemny furkot, a zwierzak wbił pazury w skórę Glizdy. Ta jednak zafascynowana światłem niczego nie poczuła. Wreszcie doszła do końca korytarza. Zielony gad zeskoczył z niej i cofnął się wystraszony z przerażeniem śledząc każdy ruch nieprzytomnej wręcz dziewczyny. Znaleźli się w okrągłej sali, do której prowadziły cztery korytarze, jednym z nich właśnie przyszli. Na środku podłogi i sufitu widniała dziura tak ogromna, że nie sposób byłoby ją przeskoczyć. Natomiast nad dziurą unosił się nieokreślonego kształtu przedmiot wytwarzający niebieskie światło. Gdy stanąć w miejscu, można by zobaczyć, że przedmiot drga nieustannie i faluje dziwacznie. Brunetka nie zastanawiała się nad tym, tylko nieprzerwanie z wyciągniętą przed siebie ręką zmierzała ku przedmiotowi. Wtem stanęła na skraju dziury i po prostu go sięgnęła...
- NIE!!! - głosowi Czkawki zawtórował donośny ryk Szczerbatka, który pędził niezmordowanie przez korytarz, którym nie mógł lecieć bacząc na jego wielkość.
Było już za późno. Zgrabne palce piegowatej brunetki dotknęły unoszącego się przedmiotu, a pomieszczenie i wszystkie korytarze wypełniło rażące, błękitne światło. Błysk tak oślepiający, że samo o nim wspomnienie zdolne było wywołać ból oczu...
----------------------------------------------------------------------------
Tam, tam, tam!
No to 11 rozdział za nami.
Powracamy do zagadki klatki, do której Glizda wcześniej nie otrzymała wstępu.
Co o tym myślicie?
Długo zastanawiałam się, co będzie w tej całej klatce i wymyśliłam TO.
Czym TO jest, przekonacie się później ;)
No i obowiązkowo, kto przeczyta, komentuje!
No i obowiązkowo, kto przeczyta, komentuje!
Nie wiem co napisać, brak mi słów. Po raz kolejny z reszta. To jest niesamowite. Jestem tak ciekawa, co tam jest, że ojeju.
OdpowiedzUsuńJeśli masz czas, możesz zajrzeć także do mnie, zapraszam.
http://za-gu-bio-na.blogspot.com/?m=1
^^ O to właśnie chodziło. Mam też nadzieję, że nie spapram niczego kolejnym rozdziałem. Tym bardziej, że sama jestem zadowolona z tego.
UsuńJak znajdę chwilę i będę miała już nadrobione zaległo śni na blogach, które czytam, to zajrzę do Ciebie ;)
O Boze!!! Co ty ze mna robisz dziewczyno!? CUDOWNY ROZDZIAL!!! No i Astrid przede wszystkim jeju no kocham cie! Weny zycze i czekam na next<3
OdpowiedzUsuń:D Cieszę się, że tak Ci się podoba :3 To wiele dla mnie znaczy ^^ Podobał Ci się momenty z Astrid? To uf... xD Jej, jej, jej :> To takie miłe.
UsuńWiesz, że ja też świecę na niebiesko, gdy się mną potrząśnie?
OdpowiedzUsuńI co ja ci mogę powiedzieć? Podoba mi się coraz bardziej. :)
Doprawdy? Chciałbym to zobaczyć X3
UsuńPodoba się coraz bardziej? Wiiiii! To tylko się cieszyć C:
Rozdział jest po prostu genialny. Mi także brakuje słów. Cieszę się, że na Berk w końcu zagościł spokój. Nadal nie lubię Glizdy, wybacz, ale ulżyło by mi gdyby wyniosła się z wyspy. Takie jest moje zdanie, ale nawet gdy zrobisz zupełnie coś innego, ja nadal będę czytać Twoje rozdziały. Kocham Czkawkę i Astrid (tak, powtarzam to w każdym komentarzu XD) i szkoda, że dziewczyna nie powiedziała o swojej zazdrości. A, i wątek z nimi bardzo mi się spodobał. <3
OdpowiedzUsuńJestem mega ciekawa, co znajduje się w tej klatce. Zgaduję, że to smok...Ale nie jestem pewna. Rozdziały są zaskakujące, że czasami nawet nie próbuję zgadywać :).
I mam pytanko, skąd bierzesz te wszystkie rysunki do rozdziałów?
Pozdrowionka i życzę weny :)))
Ojoj... To takie smutne, że nie lubisz Glizdy xP Ale nie zdołam dogodzić wszystkim, przykro mi xD
UsuńCo znajduje się w klatce nie mogę zdradzić, ale dowiesz się już w kolejnym rozdziale ;) Także cierpliwości!
Rysunki biorę z DeviantArta. Cudne fanarty tam można znaleźć!
No niestety :). faktycznie, zapomniałam o tej stronce, dzięki :)
UsuńKurde... Nie spodziewałam się! A jeśli TO przekarze jej jakąś moc rozumienia smoków? xd to by było dopiero! Ale mam nadzieję, że nie zmiecie jej z powierzchni Berk :P
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Glizdy, że ma nadzieję na miłość Czkawki, ale on wciąż jest z Astrid... Musiała być cholernie zawiedziona... No i czuła sie niepasująca! No przecież! Gdyby tylko wiedziała co myśli Czkawka! xd
A ten Straszliwiec się z nią zakoleguje, nie??? Albo może ja jakoś obroni przed TYM? ;P
Fajny ten rysunek pod postem ;P
http://polelf-z-fabryki-swietego-mikolaja.blogspot.com
http://beyond-the-awareness.blogspot.com (luźny blog z rysunkami)
To cudnie, że się nie spodziewałaś, bo to znaczy, że umiem jeszcze zaskoczyć xD Czym TO jest i co zrobi, niestety Ci nie zdradzę, bo okaże się to w następnym rozdziale. W każdym razie męczyłam się, żeby to wymyślić xD
UsuńNo tak... Z tymi uczuciami to same problemy są. To takie trudne x3 Sama czasem nie wiem, jak to dalej pociągnąć. No a potem czytam komentarze pod rozdziałem i przychodzi natchnienie!
Wybacz, że komentuję dopiero teraz, iedy już pojawił się kolejny rozdział. Sorry... *smutna minka*
OdpowiedzUsuńNo dobrze, czas to nadrobić :)
Czyżby trolle zniknęły na dobre? Cz może coś knują... Zobaczymy, mam nadzieję, że już nie zagrożą ślicznym mordkom(XD) twoich postaci.
Biedna Glizda... Nikt się nią nie zajął... :( A Astrid to się Czkawka opiekuje(nieważne, że jest jedo narzeczoną XD). Ale i tak, mimo że wolę Glizdę, to scena z Astrid była fajna i dobrze napisana.
W tej części zniszczyła mnie jedna rzecz. Nie to, co znajdowało się za tunelem, nie scena ze światełkiem(choć to wszystko było epickie).
Nie, mi najbardziej podobał się... Straszliwiec Straszliwy. Kocham go!
Czkawka i Szczerbatek na pewno jej pomogą, jestem pewna, ale co dalej... czy zdołają ją uratować, jeżeli wogóle coś się z nią stało?
Iiiii... jestem ciekawa, czy to, że jest przeklęta, to jedynie metafora... czy może coś więcej.
Rozdział jest chyba jednym z najbardziej tajemniczych... Tajemnica Klatki(^^ ^^ ^^) się rozwija. Pytanie brzmi - czym jest TO?(nie, nie oczekuję odpowiedzi;). Przynajmniej nie ww formie komentarza)
Kumpel
Nawet nie zamierzałam tej odpowiedzi udzielać. Nie w formie komentarza ;)
UsuńAhh <3 Twoje komentarze są dosłownie błogosławieństwem. Tak się ciepło człowiekowi na serduchu robi ^^
Wiem, że Glizda osamotniona, ale tak właśnie miało być. Nie zaklimatyzowała sie dziewucha Nie wiem, czy mogę dodać cokolwiek więcej i nie ujawnić przy tym dalszych losów moich ślicznych mordek ^^ Jej! Podobał Ci się kochany Straszliwiec Straszliwy :> Słodko.
Reszty musisz dowiedzieć się sama, bo ja odpoiedzi udzielić Ci nie mogę ;)