Kolejne smoki przemykały nad linią wroga, który nieustraszenie parł do przodu. Trole wyciągały z lasu prowizoryczne katapulty i wyrzucały z nich wielkie kamienie, nałożone przez ich wyrośniętych krewniaków, którzy mierzyli prawie tyle, co normalny człowiek i byli dwa razy szersi. Swoja drogą krewniacy ci pojawili się dopiero po rozpoczęciu walk. Niebawem pojawiły się też drabiny, które miały pomóc im przedostać się na druga stronę. Ludzie robili, co mogli, ale i tak potoki wroga przedzierały się na ich stronę, siekąc krótkimi mieczami i powalając nawet największe ze smoków.
Czkawka nie mógł patrzeć z góry, jak jego ukochani poddani są zabijani przez wroga. Wizja pokoju, która dawno zakorzeniła się w jego mózgu zaczęła bladnąć z ogromną prędkością. Chłopak chwycił oburącz swój miecz i kazał smokowi wylądować. Szczerbatek runął na jedną z drabin przystawionych do muru i przewrócił ją swoim ciężarem. On był gotów zabijać za swojego przyjaciela, teraz tylko Czkawka musiał zdecydować, czy jest gotów zrobić to samo. Wziął głęboki oddech i zeskoczył z grzbietu Nocnej Furii. Od razu sięgnęły ku niemu topory, miecze i maczugi. Parowanie ciosów i unikanie ich nie było wyzwaniem, ale gdy on uniósł swój oręż i zaczął opuszczać go ku szyi nieświadomego niczego trola, czas zwolnił. Czkawka czuł każdą sekundę dzielącą go od śmierci przeciwnika. Widział kątem oka pot spływający mu po skroni, czuł drżenie ciała, którego nie potrafił opanować i wreszcie poczuł skórę ustępującą stali. Mięso rozstępowało się przed jego mieczem, dając mu dostęp do życiodajnych tętnic i kręgosłupa. Gruchnęły kości, trysnęła krew, a głowa trola odłączona od tułowia poturlała się w dal. Młody wódz wypuścił z płuc wstrzymywane powietrze i przyglądał się jak ciało pozbawione rozumu i połączenia z mózgiem upada i drży konwulsyjnie. Jego sercem targnął strach. Tak łatwo jest zabijać.
Trole wdrapywały się na mur i waliły po głowach wikingów swymi drewnianymi maczugami, siekły mieczami, rzucały toporami. Dawni wielcy wojownicy, którzy porzucili broń na rzecz smoków, musieli zdać się na łaskę plujących ogniem bestii i ich pazurów. Istniał jednak problem, szarozielone stworzenia wiedziały jak obchodzić się nie tylko z ogniem, ale też całą resztą z jakiej zbudowane są smoki. Od lat żywiły się ich mięsem lub ginęły w ognistych paszczach jako podwieczorek.
Wokół panowała tylko pożoga. Ogień oblepiał drzewa, które waliły się na wszystkie strony. Krew bryzgała po twarzach i rękach, żelazo uderzało o żelazo. Śmierć, strach i potwory. Bo nawet ludzie byli potworami, które w obronie własnej i przyjaciół potrafili zabijać. Czkawka zdał sobie sprawę, że jest po stronie wroga, a Szczerbatek zaraz polegnie, więc zagłuszając swoje sumienie rzucił się ku smokowi. Nadal jednak słyszał chrzęst kości, a smak krwi, która plamiła jego twarz, wywoływał u niego odruchy wymiotne. Musiał dosiąść Szczerbatka, musiał pomóc przyjacielowi. Minuty wytrzymałości umocnień były policzone. Szala zwycięstwa, ku zaskoczeniu wszystkich, przechylała się na stronę troli. Czkawka nie mógł się nadziwić coraz to kolejnym machinom wyciąganym z mroku lasu przez te stworzenia. W pewnym momencie, czego chłopak już się spodziewał, pod ich naporem mur został przerwany, a dawna wyrwa wydawała się ledwie małą dziurką w porównaniu z tym, co powstało. Prymitywna broń wykuta niezdarnie przez mityczne stwory w ich łapskach sprawdzała się niesłychanie dobrze w starciu z nieuzbrojonymi wikingami i smokami. Młody wódz nie za bardzo wiedział co ma począć. Wreszcie dotarł do swojego smoka i płynnie wślizgnął się na jego grzbiet, obrywając przy tym w lewy bok. Adrenalina, jaka zawładnęła jego ciałem, zneutralizowała ból do minimum.
Czkawka nie mógł patrzeć z góry, jak jego ukochani poddani są zabijani przez wroga. Wizja pokoju, która dawno zakorzeniła się w jego mózgu zaczęła bladnąć z ogromną prędkością. Chłopak chwycił oburącz swój miecz i kazał smokowi wylądować. Szczerbatek runął na jedną z drabin przystawionych do muru i przewrócił ją swoim ciężarem. On był gotów zabijać za swojego przyjaciela, teraz tylko Czkawka musiał zdecydować, czy jest gotów zrobić to samo. Wziął głęboki oddech i zeskoczył z grzbietu Nocnej Furii. Od razu sięgnęły ku niemu topory, miecze i maczugi. Parowanie ciosów i unikanie ich nie było wyzwaniem, ale gdy on uniósł swój oręż i zaczął opuszczać go ku szyi nieświadomego niczego trola, czas zwolnił. Czkawka czuł każdą sekundę dzielącą go od śmierci przeciwnika. Widział kątem oka pot spływający mu po skroni, czuł drżenie ciała, którego nie potrafił opanować i wreszcie poczuł skórę ustępującą stali. Mięso rozstępowało się przed jego mieczem, dając mu dostęp do życiodajnych tętnic i kręgosłupa. Gruchnęły kości, trysnęła krew, a głowa trola odłączona od tułowia poturlała się w dal. Młody wódz wypuścił z płuc wstrzymywane powietrze i przyglądał się jak ciało pozbawione rozumu i połączenia z mózgiem upada i drży konwulsyjnie. Jego sercem targnął strach. Tak łatwo jest zabijać.
Trole wdrapywały się na mur i waliły po głowach wikingów swymi drewnianymi maczugami, siekły mieczami, rzucały toporami. Dawni wielcy wojownicy, którzy porzucili broń na rzecz smoków, musieli zdać się na łaskę plujących ogniem bestii i ich pazurów. Istniał jednak problem, szarozielone stworzenia wiedziały jak obchodzić się nie tylko z ogniem, ale też całą resztą z jakiej zbudowane są smoki. Od lat żywiły się ich mięsem lub ginęły w ognistych paszczach jako podwieczorek.
Wokół panowała tylko pożoga. Ogień oblepiał drzewa, które waliły się na wszystkie strony. Krew bryzgała po twarzach i rękach, żelazo uderzało o żelazo. Śmierć, strach i potwory. Bo nawet ludzie byli potworami, które w obronie własnej i przyjaciół potrafili zabijać. Czkawka zdał sobie sprawę, że jest po stronie wroga, a Szczerbatek zaraz polegnie, więc zagłuszając swoje sumienie rzucił się ku smokowi. Nadal jednak słyszał chrzęst kości, a smak krwi, która plamiła jego twarz, wywoływał u niego odruchy wymiotne. Musiał dosiąść Szczerbatka, musiał pomóc przyjacielowi. Minuty wytrzymałości umocnień były policzone. Szala zwycięstwa, ku zaskoczeniu wszystkich, przechylała się na stronę troli. Czkawka nie mógł się nadziwić coraz to kolejnym machinom wyciąganym z mroku lasu przez te stworzenia. W pewnym momencie, czego chłopak już się spodziewał, pod ich naporem mur został przerwany, a dawna wyrwa wydawała się ledwie małą dziurką w porównaniu z tym, co powstało. Prymitywna broń wykuta niezdarnie przez mityczne stwory w ich łapskach sprawdzała się niesłychanie dobrze w starciu z nieuzbrojonymi wikingami i smokami. Młody wódz nie za bardzo wiedział co ma począć. Wreszcie dotarł do swojego smoka i płynnie wślizgnął się na jego grzbiet, obrywając przy tym w lewy bok. Adrenalina, jaka zawładnęła jego ciałem, zneutralizowała ból do minimum.
- Niech ktoś leci wezwać resztę z wioski! Potrzebujemy tu wszystkich ludzi! Dalej! I niech inni polecą po broń! Gdzieś musi jeszcze leżeć ta kupa złomu! - wykrzykiwał z dziwnym opanowaniem.
Nie mógł pozwolić, by jego podopieczni wyczuli strach w jego głosie i niewypowiedzianą obawę. Wtem Szczerbatek rzucił się do przodu, odpychając gromadkę troli od pleców Śledzika. Z jego gardła cały czas dobywał się groźny ryk. Natomiast jego jeździec wymachiwał na wszystkie strony swoim ognistym mieczem, choć płomienie ślizgały się po strojach troli. Był zmuszony zabijać. Na nic nie zdały się sztuczki z ogniem, więc jego ulepszona broń okazała się działać tylko jako zwykły miecz.
Wtem zerwał się potężny wiatr, który ugiął czubki drzew, a na niebie pojawił się wielki cień. Skrzydła smoka, który szykował się do lądowania zatrzepotały i na ziemi przysiadł Tajfumerang. W pysku niósł ze wstrętem wóz pełen zabójczego żelastwa. Wypuścił go w jednej chwili i otrząsnął się, jakby wypluł właśnie coś niesmacznego. Broń rozsypała się po ziemi.
- Nareszcie! - wykrzyknął Czkawka - Komu zawdzięczamy niechybny zwrot akcji?! - dodał, a zawtórowali mu rozweseleni wikingowie, którzy właśnie chwytali za przyniesione narzędzia.
Smoki cofały się od nich zniesmaczone, ale nie przestraszone. Najwyraźniej czuły, że nie przeciw nim zostanie skierowana ta broń. Tymczasem Tajfumerang zupełnie oklapł na ziemi i odwrócił pysk do swojego jeźdźca. Z jego grzbietu, przerażona i zniesmaczona, zeskoczyła Glizda. Zarzuciła głową na obie strony i zrobiła młynek mieczem.
- Kochana ziemia. Nigdy więcej nie oderwę od ciebie stóp.
Czkawkę zatkało, ale mimo wszystko na jego ustach pojawił się uśmiech. Nie widział już Szpadki, która w ślad za Glizdą zeskoczyła na ziemię. Na chwilę nawet zapomniał o obronie własnej i krwi na twarzy, o trupach na sumieniu, tak był zafascynowany tym niespodziewanym widokiem. Brunetka zauważyła, że się w nią wpatruje, więc posłała mu słodkie spojrzenie, tnąc na około osmalonym mieczem. Zbliżyła się odrobinę i pogroziła mu palcem.
- Zadrwiłeś sobie ze mnie. Nie macie tu koni! Musisz mi załatwić inny transport, bo na smoka więcej nie wsiądę. Byłam ubezwłasnowolniona! Ten potwór robił, co chciał! - wykrzyknęła.
Młody wódz zaśmiał się radośnie, aby chwilę potem wytrzeszczyć oczy. Nikt tego nie zauważył, ale z piersi chłopaka sączyła się krew. Czkawka dotknął oniemiały toporka wystającego z niego i osunął się ze Szczerbatka, na szczęście przez cały ten czas smok był na ziemi. Tylko Glizda i Nocna Furia ujrzeli, że trzeba interweniować. Szczerbatek stanął na tylnych nogach i nie pozwalał zbliżyć się do chłopaka. Brunetka podbiegła do leżącego na ziemi wikinga i przykucnęła nad jego ciałem. Uniosła jego głowę i położyła na swoich kolanach.
- Wszystko będzie dobrze - zapewniła roztrzęsionym głosem i wyciągnęła topór z jego piersi.
Czkawka jęknął, zwracając tym samym uwagę Astrid. Ale to Glizda była przy nim i podźwignęła go na nogi. Mięśnie miała sztywne. Na około niej były ziejące ogniem smoki, do tego szczęk metalu i łamanych kości. Nogi jej się zatrzęsły.
- Nie pozwolę by i mojego przyjaciela zabrały mityczne stwory wśród pożogi i smoków - wydusiła twardym tonem i z niezwykłą łatwością wsadziła Czkawkę na Szczerbatka.
Tymczasem Astrid zdążyła do nich dotrzeć i pogładziła twarz narzeczonego, z którego piersi wciąż sączyła się krew.
- Wsiadaj i leć z nim do osady. Musisz go opatrzyć! - krzyknęła Glizda - Ja przeorganizuję ludzi. Potrzebujemy tu wszystkich, co do jednego! Jeśli odlecisz teraz, to powinnaś wezwać tych, którzy zostali w osadzie.
Dziewczęta przez chwilę patrzyły sobie prosto w oczy. Nie było już w ich spojrzeniach nienawiści, lecz strach o tę samą osobę i odrobina zaufania. Astrid tylko kiwnęła głową i wsiadła na Szczerbatka. Jej noga wsunęła się gładko w "strzemię", a Nocna Furia rykiem zawiadomiła wszystkich o swoim starcie. Glizda zamachnęła się swoim mieczem, jednocześnie robiąc obrót, a głowa jednego z troli padła na ziemię. Do dziury w murze dotarła jedynie z zadrapaniami na ramionach. Znała się dobrze na walce i nie jedną wojnę już przeżyła, wiedziała też, że mieszkańcy Berk potrafią to równie dobrze, jak ona. Muszą tylko sobie przypomnieć. Z trudem zaczęła wspinać się na fasady muru, który z każdą chwilą był coraz bardziej niestabilny. Rzuciła przelotne spojrzenie na szyk wikingów i sparowała cios, zadany jej od tyłu. Dobrą minutę odpierała czwórkę troli, które w nierównej walce rzuciły się na nią. Wreszcie jednak pozbawiła jednego dłoni, drugiego ucha, a trzeciego zwaliła na ziemię, więc zostało jej tylko wbicie klingi w pierś zaskoczonego, czwartego przeciwnika. Miecz prześlizgnął się gładko pomiędzy płytami prowizorycznej zbroi stworzenia i zniknął w zielonkawym ciele, aż po rękojeść. Trol tylko wybałuszył oczy, otworzył usta i wydał z siebie dziwny, agonalny jęk. Glizda nie miała skrupułów, szybko wyciągnęła broń z wnętrza przeciwnika i pozwoliła, by jego ciało spadło na jego pobratymców.
- Za Czkawkę - powiedziała, a w jej oczach pojawił się demoniczny blask - Ludzie! Utwórzcie zwarty szyk i choćby nie wiadomo co się stało, utrzymujcie go!
Wtem zerwał się potężny wiatr, który ugiął czubki drzew, a na niebie pojawił się wielki cień. Skrzydła smoka, który szykował się do lądowania zatrzepotały i na ziemi przysiadł Tajfumerang. W pysku niósł ze wstrętem wóz pełen zabójczego żelastwa. Wypuścił go w jednej chwili i otrząsnął się, jakby wypluł właśnie coś niesmacznego. Broń rozsypała się po ziemi.
- Nareszcie! - wykrzyknął Czkawka - Komu zawdzięczamy niechybny zwrot akcji?! - dodał, a zawtórowali mu rozweseleni wikingowie, którzy właśnie chwytali za przyniesione narzędzia.
Smoki cofały się od nich zniesmaczone, ale nie przestraszone. Najwyraźniej czuły, że nie przeciw nim zostanie skierowana ta broń. Tymczasem Tajfumerang zupełnie oklapł na ziemi i odwrócił pysk do swojego jeźdźca. Z jego grzbietu, przerażona i zniesmaczona, zeskoczyła Glizda. Zarzuciła głową na obie strony i zrobiła młynek mieczem.
- Kochana ziemia. Nigdy więcej nie oderwę od ciebie stóp.
Czkawkę zatkało, ale mimo wszystko na jego ustach pojawił się uśmiech. Nie widział już Szpadki, która w ślad za Glizdą zeskoczyła na ziemię. Na chwilę nawet zapomniał o obronie własnej i krwi na twarzy, o trupach na sumieniu, tak był zafascynowany tym niespodziewanym widokiem. Brunetka zauważyła, że się w nią wpatruje, więc posłała mu słodkie spojrzenie, tnąc na około osmalonym mieczem. Zbliżyła się odrobinę i pogroziła mu palcem.
- Zadrwiłeś sobie ze mnie. Nie macie tu koni! Musisz mi załatwić inny transport, bo na smoka więcej nie wsiądę. Byłam ubezwłasnowolniona! Ten potwór robił, co chciał! - wykrzyknęła.
Młody wódz zaśmiał się radośnie, aby chwilę potem wytrzeszczyć oczy. Nikt tego nie zauważył, ale z piersi chłopaka sączyła się krew. Czkawka dotknął oniemiały toporka wystającego z niego i osunął się ze Szczerbatka, na szczęście przez cały ten czas smok był na ziemi. Tylko Glizda i Nocna Furia ujrzeli, że trzeba interweniować. Szczerbatek stanął na tylnych nogach i nie pozwalał zbliżyć się do chłopaka. Brunetka podbiegła do leżącego na ziemi wikinga i przykucnęła nad jego ciałem. Uniosła jego głowę i położyła na swoich kolanach.
- Wszystko będzie dobrze - zapewniła roztrzęsionym głosem i wyciągnęła topór z jego piersi.
Czkawka jęknął, zwracając tym samym uwagę Astrid. Ale to Glizda była przy nim i podźwignęła go na nogi. Mięśnie miała sztywne. Na około niej były ziejące ogniem smoki, do tego szczęk metalu i łamanych kości. Nogi jej się zatrzęsły.
- Nie pozwolę by i mojego przyjaciela zabrały mityczne stwory wśród pożogi i smoków - wydusiła twardym tonem i z niezwykłą łatwością wsadziła Czkawkę na Szczerbatka.
Tymczasem Astrid zdążyła do nich dotrzeć i pogładziła twarz narzeczonego, z którego piersi wciąż sączyła się krew.
- Wsiadaj i leć z nim do osady. Musisz go opatrzyć! - krzyknęła Glizda - Ja przeorganizuję ludzi. Potrzebujemy tu wszystkich, co do jednego! Jeśli odlecisz teraz, to powinnaś wezwać tych, którzy zostali w osadzie.
Dziewczęta przez chwilę patrzyły sobie prosto w oczy. Nie było już w ich spojrzeniach nienawiści, lecz strach o tę samą osobę i odrobina zaufania. Astrid tylko kiwnęła głową i wsiadła na Szczerbatka. Jej noga wsunęła się gładko w "strzemię", a Nocna Furia rykiem zawiadomiła wszystkich o swoim starcie. Glizda zamachnęła się swoim mieczem, jednocześnie robiąc obrót, a głowa jednego z troli padła na ziemię. Do dziury w murze dotarła jedynie z zadrapaniami na ramionach. Znała się dobrze na walce i nie jedną wojnę już przeżyła, wiedziała też, że mieszkańcy Berk potrafią to równie dobrze, jak ona. Muszą tylko sobie przypomnieć. Z trudem zaczęła wspinać się na fasady muru, który z każdą chwilą był coraz bardziej niestabilny. Rzuciła przelotne spojrzenie na szyk wikingów i sparowała cios, zadany jej od tyłu. Dobrą minutę odpierała czwórkę troli, które w nierównej walce rzuciły się na nią. Wreszcie jednak pozbawiła jednego dłoni, drugiego ucha, a trzeciego zwaliła na ziemię, więc zostało jej tylko wbicie klingi w pierś zaskoczonego, czwartego przeciwnika. Miecz prześlizgnął się gładko pomiędzy płytami prowizorycznej zbroi stworzenia i zniknął w zielonkawym ciele, aż po rękojeść. Trol tylko wybałuszył oczy, otworzył usta i wydał z siebie dziwny, agonalny jęk. Glizda nie miała skrupułów, szybko wyciągnęła broń z wnętrza przeciwnika i pozwoliła, by jego ciało spadło na jego pobratymców.
- Za Czkawkę - powiedziała, a w jej oczach pojawił się demoniczny blask - Ludzie! Utwórzcie zwarty szyk i choćby nie wiadomo co się stało, utrzymujcie go!
*
Czkawka jęczał z bólu, gdy wraz z Astrid leciał do swojego domu. Jedną dłoń zacisnął na swojej piersi, a drugą na uprzęży Szczerbatka. Cieszył się, że ma swojego przyjaciela blisko w tym krytycznym momencie. Oddychał coraz wolniej, coraz spokojniej.
- Szczerbatku.... Czy to koniec? - wyszeptał tak, by Astrid nie miała szansy go usłyszeć.
Próbował rozkoszować się lotem, myśląc, że będzie to jego ostatni. Zamknął oczy, wiatr łechtał mu delikatnie twarz. Nie było go ledwie jeden dzień. Ostatni raz zaznał wolności, by powrócić i umrzeć... Zobaczył dymiące ruiny miasta, a pośrodku nich skąpaną w błękicie dziewczynę. Z jej oczu płynęły łzy, ale nie miał pojęcia jakiego koloru są te oczy. Usłyszał ryk smoka, a kobieca sylwetka poruszyła się niepewnie. Na ziemi, tuż obok niej wylądował Śmiertnik Zębacz, a cały obraz się rozmył.
- Czkawka! - głos Astrid był donośny i rozsadzał mu uszy - Ludzie pomóżcie mi go przenieść!
Chłopak był ledwie przytomny, gdy prowadzono go po schodach do jego domu. Tam położono go na stole i pozbawiono górnej części odzieży. Cały czas towarzyszyło mu pomrukiwanie Szczerbatka i głos Astrid.
- Muszę mieć miejsce panienko - wydukała staruszka, która miała zająć się uzdrawianiem Czkawki.
Młody wiking opuścił jedną rękę ze stołu, a jego smok, zgadując jego myśli dotknął jej delikatnie. Trwali tak przez całą operację, cały wieczór, całą noc...
Astrid nie mogąc znieść dłużej widoku krwi i zapachu ziół opuściła dom Czkawki dość szybko. Wiedziała też, że ma masę obowiązków. Zebrała ludzi, którzy po całym dniu pracy wracali właśnie do domu i ku ich rozpaczy wysłała ich pod mur. Oszczędziła tylko dzieci i starców. Po jej głowie pałętały się przeróżne myśli, ale dominował w nich strach. Panna Hofferson się bała. Nie wojny, krwi, czy utraty kończyny. Martwiła ją krew wypływająca z piersi Czkawki, którą teraz miała na własnych rekach. Martwił ją jego ból i cierpienie. Jednakże ponad to martwiła ją Glizda. Złotowłosa szczerze bała się, że może stracić Czkawkę. To wszystko przez problemy w ich związku. Nie potrafiła się wyżalić ukochanemu, a ten miał jej to za złe. Choć nigdy tego nie powiedział. Westchnęła cicho i uniosła dumnie głowę. To jego wybór. Jeśli jej nie doceni, to tylko straci. Potem przypomniała sobie, że dowództwo na miejscu walki zostało w rękach Glizdy, a nigdy nie wiadomo, co ta mogła tam nawyprawiać. Jak na zawołanie z gąszczu lasu wyłoniła się postać brunetki.
- Astrid... - powiedziała z uśmiechem - Co z Czkawką?
- Babka go operuje - odparła złotowłosa - Co z murem?
- Walka wre, ludzie są zmęczeni, trole spychają nas w głąb lasu, ale dzięki broni nasi zdołają przez jakiś czas utrzymać pozycje i być może odeprzeć atak. Nie mniej jednak posłuchali mnie tylko dzięki Valce. To takie przykre - dodała.
Glizda widziała, że złotowłosa krzywiła się, gdy mówiła o mieszkańcach Berk, jak o swojej rodzinie. To że zawarły niemy pakt nie oznaczało, ze zaraz zaczną kochać się nawzajem.
- Valka przejęła dowództwo i odesłała mnie, żebym przekazała ci te wszystkie wiadomości.
Glizda widziała, że złotowłosa krzywiła się, gdy mówiła o mieszkańcach Berk, jak o swojej rodzinie. To że zawarły niemy pakt nie oznaczało, ze zaraz zaczną kochać się nawzajem.
- Valka przejęła dowództwo i odesłała mnie, żebym przekazała ci te wszystkie wiadomości.
- Wracałaś na piechotę? - upewniła się złotowłosa, wypatrując jakiegokolwiek smoka w pobliżu.
- Tak. Jak już mówiłam - trzymam się ziemi. Smoki to bestie i zawsze nimi będą. Nic tego nie zmieni.
- Prześpij się. Dużo dziś dla nas zrobiłaś - powiedziała oschłym tonem Astrid - Ja muszę wracać. W końcu jestem jedną z najważniejszych wojowniczek na Berk. Przyda się ktoś, kto zajmie się Czkawką... - dodała od niechcenia - Ale uważaj. Nie oddam ci go - ostatnie słowa wycedziła ostro, ale nie tak, jak zrobiłaby to jeszcze niedawno.
- Nic nie mogę ci obiecać - odparła Glzida.
- Prześpij się. Dużo dziś dla nas zrobiłaś - powiedziała oschłym tonem Astrid - Ja muszę wracać. W końcu jestem jedną z najważniejszych wojowniczek na Berk. Przyda się ktoś, kto zajmie się Czkawką... - dodała od niechcenia - Ale uważaj. Nie oddam ci go - ostatnie słowa wycedziła ostro, ale nie tak, jak zrobiłaby to jeszcze niedawno.
- Nic nie mogę ci obiecać - odparła Glzida.
Astrid tylko wzruszyła ramionami i uścisnąwszy brunetce dłoń, odeszła w swoją stronę. Dziewczyna odetchnęła z ulgą i pobiegła do domu Czkawki. W Środku panował dziwny zaduch, ale ona nie zwracała na to uwagi. Babka zakończyła już swoja pracę i zbierała swoje rzeczy.
- Trzeba mu smarować tą ranę trzy razy dziennie. Nie wróci do walki prędzej niż za kilka dni. Warto też mu czasem zaparzyć te zioła - wcisnęła w ręce Glizdy pęk roślin i pokazała jej śmierdzącą maść - Wszystko powinno być dobrze, ale sam nie ruszy się z tego stołu - to powiedziawszy wyszła, nawet nie racząc zaoferować pomocy przy przenoszeniu chłopaka.
Brunetka uśmiechnęła się delikatnie, odłożyła to, co dostała na jedno z krzeseł i podeszła do stołu, na którym leżał młodzieniec. Nie zamierzała martwić się krwią zasychającą na jej ciele i we włosach. Byłą urodzoną wojowniczką, nieprzeciętnie uzdolnioną morderczynią. Podrapała Szczerbatka po głowie, a ten trącił jej rękę i polizał ją. Dziewczyna prychnęła cichutko rozbawiona i spojrzała na śpiącego wikinga. Przyglądała mu się tak dłuższą chwilę, by odważyć się odgarnąć mu włosy z twarzy.
- Wiesz co Szczerbatek? Nigdy czegoś takiego nie czułam. Znam go kilka dni, a już mi cholernie na nim zależy. Od środka rozpiera mnie gorąco, a skórę mam zimną jak lód. Przechodzą mnie dreszcze, a na wspomnienie jego uśmiechu żołądek mi się przewraca. Nie wiem w którym momencie, ale coś mi się stało - wyszeptała z rozmarzeniem.
Kwadrans później, dalej siedziała z łokciami opartymi na stole, głową opartą na własnym ramieniu i pyskiem Szczerbatka na kolanach. Dawno nie spała tak dobrze i spokojnie. Jednak nie dane jej było spędzić tam całej nocy, bo Czkawka się obudził. Szczerbatek wyczuwając to, podniósł swój łeb raptownie do góry, przez co z kolei Glizda straciła równowagę i przewróciła się z krzesłem do tyłu.
- Wszytko okej? - spytał brunet ze stołu i posłał jej pełen wdzięczności uśmiech - Wiesz, że chyba tylko dzięki tobie żyję? Szybko zareagowałaś...
- Nie musisz mi mówić jaka jestem wspaniała - stwierdziła, patrząc na niego z podłogi.
- Wiesz... W sumie, to ja ciebie też uratowałem... - zaśmiał się Czkawka, ale szybko przestał, bo ból rozsadzał mu pierś - Chyba muszę być poważny.
- Ty w ogóle tak potrafisz? - spytała sarkastycznie dziewczyna i podniosła się z podłogi.
Szczerbatek przez cały czas przyglądał się im z boku i przechylił łeb na prawą stronę. On też polubił tę nową mieszkankę Berk.
---------------------------------------------------------------------
Co wy na to?
Co wy na to?
Walka i pierwsze śmiertelne ciosy z ręki Czkawki!
Chłopak, który marzył o pokoju, musiał zabić.
W sumie... Jestem całkiem zadowolona z tego rozdziału.
Pozdrawiam Was drodzy Jeźdźcy Smoków!
Cudeńko! Przepiękne opisy przeżyć Czkawki i całej bitwy <3 Wg mnie rozdział najlepszy jak do tej pory. Już nie mogę się doczekać nn! A ta wymiana zdań Astrid i Glizdy..." nie oddam ci go". Niby kocham Czkawkę i Astrid jako parę ale zżera mnie ciekawość, co zrobisz z Glizdą, tym bardziej kiedy przeczytałam, że ona zaczyna coś do niego czuć. Piszesz wspaniale i mam nadzieję, że choć w połowie Ci dorównam. Pisz szybko! Pozdrawiam i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńJejku, jejku, jejku! Jak ja się cieszę i jak pąsowieje czytając takie słowa ^^
UsuńJa też uwielbiam ten rozdział. Ze względu na bitwę i na Czkawkę. Musiał się chłopczyna przełamać. A wszystko dla Szczerbatka.
Oj z Glizdą zrobię naprawdę wiele, więc Twoja ciekawość jest uzasadniona :D Mam nadzieję, że nie zawiodę i nadal będą Ci się podobały kolejne rozdziały! Będę pisać tak szybko jak umiem ;)
Kochana!
OdpowiedzUsuńDzięki, dzięki, dzięki za nową część opowiadania :))))
Piszesz coraz lepsze rozdziały, serio! Ten jest na równi z poprzednim, a może nawet lepszy! W tym rozdziale nie mam ulubionej sceny, każda jest tak samo wspaniała. Fantastyczna scena zabijania trolla, walki, Glizdy opanowującej sytuację, rana zadana Czkawce, interakcja: Astrid-Glizda, przebudzenie Czkawki i wcześniejsze słowa Glizdy <3 Ciepło się robi na sercu.
Kolejny bardzo realistyczny opis: rozterki Czkawki, jego obrzydzenie i niechęć do zabijania.
Rozmowa Astrid z Glizdą była naprawdę... nie wiem jak to określić... interesująca psychologicznie? I to porozumienie na polu bitwy :)
Jesli tak dalej pójdzie, to wyjdzie ci książka i zrobią z niej trzecią część. Oby tak dalej!
Pozdrowienia
PS Jestem tylko zaniepokojona tytułem. Mam nadzieję, że odnosi się do ran trolli, a nie Czkawki???
PS Tymczasem do mojego buntu doszło wściekanie się i zmaganie się z założonym mi w środę aparatem dentystycznym. Wrrrrry.
*ortodontycznym, sorry
UsuńTo mi się ciepło robi na sercu, jak czytam co mi tu wypisujesz. przyznam sama, że jestem dumna z tego rozdziału. Tak po prawdzie to pierwszy w moim wykonaniu opis walki! Jej!
UsuńNo a dziewczęta musiały zawiesić broń, że tak sie wyrażę, bo w końcu Czkawka został zraniony!
Oj chciałoby się napisać książkę na podstawie której powstałaby tak cudna animacja jak JWS... Przez Ciebie się rozmarzyłam ^^ Choć wątpię by stało się tak jak mówisz xD
Spokojnie, spokojnie. Babka już sie Czkawką zajęła. sytuacja opanowana, to trole zadają i obrywają, ale Czkawka będzie żył...
Chciał coś dodać, ale nie dodam. będę cicho, bo za dużo zdradzę xD
Ujć. Biedna. Aparat to nic przyjemnego. Wiem o tym, choć sama mam zakładany tylko na noc ;) Tak że powodzenia z tym buntem i trochę spokoju dla Twej udręczonej jak widzę duszy.
Dzięki XD Mam tylko nadzieję, że się przyzwyczaję. I że przestanę narzekać. Wybacz, że robię to na twoim blogu.
Usuń* do siebie: Koniec Kumplu! Nie będziesz się wyżalał na cudzych blogach!*
Cóż, z niecierpliwością czekam na nowy rozdział! No i moja dusza jest mniej udręczona dzięki informacji o stabilnym stanie Czkawki :)
Przestań. Mi nie przeszkadza, że sie wyżalasz :D Czasem tego właśnie trzeba ;)
Usuńcieszę sie, że mogłam odciążyć Twoją dusze z tej udręki ;)
Najlepszy!♡
OdpowiedzUsuńNie napisze zbyt wiele, bo moje słowa i tak nie są w stanie pochwalić tego, co tu napisałaś. Bardzo mi się podoba ten rozdział. Jest taki, hm, inny.
Nigdy nie lubiłam Astrid, a teraz tym bardziej. Jakoś po prostu nie przypadła mi do gustu. ;)
Wracając, kochana, mam ochotę Cię uściskać! Coraz bardziej mi się tu podoba i czuję, że zostanę z Tobą do końca (mam nadzieje, że nie nastąpi on szybko). Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!
o joj :3
UsuńKoniec zbyt szybko nie nastąpi, spokojnie ;) Już mam sporo zaplanowane, więc nie będzie źle :D Człowiekowi tak się miło robi i przyjemnie, gdy czyta takie komentarze. Naprawdę!
Mam nadzieję, że rzeczywiście wytrwasz do końca, były to dla mnie wręcz zaszczyt ;)
O tak, rozdział bardzo dobry, choć okrutny. Jak czytałam sceny walki, które były świetnie opisane (szczególnie pierwszy cios Czkawki), to aż mnie ciarki przechodziły ;P
OdpowiedzUsuńMimo że to powinno się wydawać oczywiste, to nie przewidziałam, że Czkawka zostanie ranny. Tak bardzo mi go szkoda, ale przynajmniej ma teraz czas na Glizdę, hyhy xd
Wydaje mi się tylko, że ciężko przeżyć cios toporem w pierś... No a jeśli już, to ja bym raczej dała mu kilka TYGODNI na dojście do siebie, a nie dni ;) Ale zrobisz jak chcesz.
To urocze, że Astrid i Glizda zawarły chwilowy rozejm :D Mam nadzieję, że długo nie potrwa!
No i fajnie, że pokazałaś choć troszkę całą sytuację z perspektywy Astrid.
Życzę weny :)
http://polelf-z-fabryki-swietego-mikolaja.blogspot.com/
Taki też miał być.Duma mnie rozpiera, ze takie emocje w tobie wywołałam, bo to pierwsza scena walki w moim wykonaniu. Nigdy wcześniej nie opisywałam czegoś podobnego.
UsuńTen topór nie wbił mu sie jakoś głęboko, a wikingowie jednak są dość okrutni jeśli chodzi o bitwy i tym podobne, więc babka dała mu tylko kilka dni. Nie ma czasu na więcej. Nie ma czasu nawet na tyle! Przecież trole oblegają XD No i do tego to przecież to jest "babka"... Osoba tajemnicza i owiana magiczną aurą... ;) (tak, tak, będę wymyślać co się da dla usprawiedliwienia ^^ )
W końcu Astrid jest ważną postacią tym opowiadaniu. Dlatego też czasem pojawi się fragment z jej perspektywy.
Dziękuje za miłe słowa :D
No okej, ale jak umrze, bo mu ssięrana znowu otworzy, to Twoja wina xd
Usuń*stóp - taka literówka
OdpowiedzUsuńDzięki ^^ Jóż poprawiam
UsuńKonto oka? Raczej KĄT oka. Literówka z początku akapitu drugiego.
OdpowiedzUsuńRozdział genialny i co tu dużo pisać, wyśmienicie opisujesz te walki.
Któraś z ,,przedpiszczyń" napisała o tym, że ciężko w normalnych okolicznościach przeżyć takie obrażenia, jak Czkawka i chyba się zgadzam, no ale nie takie rzeczy się w filmach/książkach spotykało (powrót książkowego Holmesa, głowa jakiegoś serialowego bohatera po odrąbaniu przechowywana w lodówce). Tylko nam Czkawki nie uśmiercaj.
Rex
Poprawiam zaraz ten KĄT, głupie literówki -.-
UsuńNo wiem, że to naciągane, ale nic nie poradzę, że taką miałam wizję xD Czasem trzeba trochę podramatyzować, nawet jeśli oznacza to stracenie tej wiarygodności, która dawno poszła spać, gdy tylko zaczęłam pisać o smokach xD
Dziękuje za pomocny i motywujący komentarz :D