środa, 14 stycznia 2015

Rozdział III: Trole i onucki

W mieszkaniu rozległo się pukanie dochodzące od drzwi. Valka oderwała się od zapisków Czkawki, które przeglądała w wolnym czasie pod nieobecność syna i ruszyła do wyjścia, by wpuścić gości. Drzwi zaskrzypiały, gdy pchnęła je lekko, a leżący na zewnątrz Chmuroskok spojrzał na nią zaciekawiony. 
- Czkawka! - wykrzyknęła uradowana kobieta - Jesteś wreszcie. Ta twoja Astrid straszliwie suszyła mi głowę o twoje zniknięcie.
Przytuliła syna z całej siły, a ten zrobił krzywą minę i spróbował uwolnić się z uścisku. Jak na jeden dzień miał zdecydowanie dosyć miętolenia przez kobiety. Tym bardziej, że przez to tracił dech.
- A cóż to ja widzę... Kogo nam przyprowadziłeś na kolacje?
Na wspomnienie o kolacji młody wiking skrzywił się nieznacznie, błagając w myślach Thora, by to Pyskacz przygotowywał jedzenie. Zdążył się już przekonać, że potrawy jego matki w rzeczy samej nie były zbytnio zjadliwe. 
- To jest Glizda. Nie chwaląc się uratowałem ją z bezludnej wyspy - mówiąc to przepuścił dziewczynę w drzwiach i sam wszedł do środka - Nie zamykaj jeszcze drzwi na rygiel, bo Szczerbatek bawi się z Wichurą. 
Glizda trąciła go pod żebro i posłała mu stanowcze spojrzenie, nie uznając za prawdę, że Czkawka jest jej wybawcą i wyzwolicielem. Matka chłopaka poprowadziła ich do stołu, który obłożony był szkicownikami, ziołami i pierwowzorami siodeł. Valka od razu zabrała się za ogarnianie całego tego bałaganu. 
- Mamo, czy wiesz, gdzie Glizda mogłaby nocować? Nie mam pojęcia u kogo znajdzie się wolna izba - zaczął Czkawka, wywołując tym samym nieprzyjemny uśmiech na twarzy dziewczyny. 
- Niech śpi u nas - odparła bez namysłu kobieta i przerzuciła jeden ze swoich długich warkoczy na plecy - Dopóki nie znajdzie sobie lokum na stałe.
Młody wiking tylko wzruszył ramionami i skinął na Glizdę, by szła za nim. Wdrapali się po schodach i po chwili już stali w pustym pokoju. Chłopak westchnął ciężko i pogładził belkę przy drzwiach. W sumie nie był to pokój z jakim dotąd miała Glizda do czynienia. Było to bardziej piętro podzielone na dwie części i tyle. 
- Tu będziesz spała. Ja jestem tuż obok. Jakby co - poinformował dziewczynę.
- Kto tu wcześniej spał? - spytała, rozglądając się po pomieszczeniu. 
W kącie leżało zużyte siodło na jakiegoś smoka i stępiony topór. Dalej stała pusta skrzynia otwarta na oścież, okno z widokiem na morze i skromne łóżko. 
- Kiedyś ja. Potem z mamą przynieśliśmy tu rzeczy, które zostały po moim ojcu, po jego śmierci. Teraz zostało tylko siodło i topór...
- Acha... - z piersi brunetki wydobyło się ciche westchnienie.
Stali tak dłuższą chwilę, aż z dołu nie dobiegł ich odgłos otwieranych drzwi i stłumionej rozmowy. Chwilę potem usłyszeli przewracane garnki i klnięcie, więc Czkawka był pewien, że to Pyskacz przyszedł z kolacją, a zaraz po nim Szczerbatek wdarł się pomiędzy naczynia. 
- Chodźmy na dół. Szczerbatek musiał już wrócić, skoro tam takie zamieszanie. No i musisz poznać Pyskacza - oznajmił chłopak i wyszedł z pomieszczenia.
Glizda jeszcze chwilę wpatrywała się w widok za oknem i promienie słońca gasnące nad oceanem, a potem w podskokach zeszła z piętra. Czuła się tu dziwnie. Obco, ale bezpiecznie i gdyby nie obecność smoków, prędko nazwałaby Berk domem. Na dole zrobiło się małe zamieszanie, któremu postanowiła przyglądać się ze schodów. Dzięki temu miała okazję przyjrzeć się jakże rozkosznemu obrazkowi. Trójka szczęśliwych ludzi traktujących się jak rodzinę i rozochocony smok wchodzący w jej skład. Obściskiwali się wzajemnie, przepchali, nucili wesołe melodie, a Gliździe w pamięci stawał obraz jej rodziny...
Starsza kobieta z włosami przetykanymi siwizną śpiewała coś mieszając zupę w garnku i jednocześnie piekąc kawał mięcha. Mały chłopiec, podrostek w wieku siedmiu lat z hełmem na głowie i drewnianym mieczykiem w ręce gonił za psem. Ten zaś wskakiwał na wszystkie meble po kolei przewracając je.  Glizda zaśmiała się radośnie i chwyciła chłopca w pasie, by obrócić go w powietrzu dookoła siebie. Wtem otworzyły się drzwi, a w progu stanął wielki mężczyzna, rzucając na ziemię łeb Grongla.
- Rodzinko, dziś na kolacje mamy pyszności - oznajmił i rozstawił szeroko ramiona, by pochwycić biegnące ku niemu dzieci...
Dziewczyna otrząsnęła się ze wspomnień i ku swemu wielkiemu zdziwieniu zobaczyła przed sobą pysk smoka z wystawionym językiem. Przestraszona spróbowała cofnąć się o krok, ale schody skutecznie jej to uniemożliwiły i potknęła się. Szczerbatek od razu to wykorzystał i obłożył ją grubą warstwą smoczej śliny.
- Chyba się do ciebie przekonał - wykrzyknął Czkawka - Ale raczej bez wzajemności - dodał pod nosem.
- Uprzedzam, że to się nie zmywa - powiedziała Valka.
- Chodź tu. Poznaj Pyskacza - młody wódz odłożył jakiś półmisek na czysty już stół i skinął ręką na Pyskacza. 
Ten sporych wielkości wiking bez ręki i nogi ukłonił się delikatnie i zaszczycił brunetkę swoim najlepszym uśmiechem. Glizda wolna już od Nocnej Furii skinęła mu tylko głową i uścisnęła jego dłoń. Jej uścisk zadziwił Pyskacza, który nie spodziewał się takiej siły po niej. Za to spodziewał się śliny Szczerbatka, którą dostał w prezencie wraz z uściskiem dłoni.
- Siadajmy już lepiej do kolacji, bo wszystko wystygnie - stwierdził i oddalił się, by wytrzeć dłoń. 
Glizda tylko wzruszyła ramionami i usiadła na wskazanym jej przez matkę Czkawki miejscu. Chwilę potem wszyscy rozkoszowali się potrawami przygotowanymi przez Pyskacza, a Szczerbatek spoglądał błagalnie w stronę swojego właściciela. 
- To teraz zdradź mi o wielki wodzu czemu nie stawiłeś się do pracy - zagadał bezręki wiking i trzepnął Czkawkę przez głowę.
- Dziś wszyscy się mnie czepiają - jęknął chłopak i zaśmiał się - Rano zrobiłem patrol nad Berk i potem pozwiedzałem trochę naszą okolicę - ruchem głowy wskazał na Glizdę, która aktualnie napychała sobie do ust mięsa.
Dziewczyna tak zareagowała na jedzenie, jakby nie widziała go od tygodni i zachowywała się wprost bestialsko. Rękoma zagarniała wszystko do ust i pochłaniała w zastraszającym tempie. Młody wódz wydawał się tym szczególnie rozbawiony.
- Ta... Widać że panienka w samotności chowana - zaśmiał się Pyskacz, a Glizda momentalnie przestała jeść.
- Przepraszam - bąknęła tylko i oblizała się.
- Tylko nie zapomnij dać naszemu gościowi onucek na noc. Przymrozki już zaczynają chwytać - dodała równie rozbawiona Valka.
- Onucek? - podchwyciła zaraz brunetka.
- No skarpetek - wyjaśnił Czkawka.
Dwudziestolatka zrobiła taką minę, jakby zbaraniała. Dla niej obcym było pojęcie "onucki", a do skarpet jej to wcale nie pasowało. 
- Po co dwie nazwy na jedną rzecz? - rzuciła w eter.
- Tylko uważaj droga Glizdo na lewą, bo trole lubią je kraść. Dziwota, że upodobały sobie lewą nogę. No bo i dlaczego? - Pyskacz zdawał się odpłynąć do innego świata pełnego troli i skarpetek, co sprawiło radość i Gliździe.
- On czasami tak ma - wyjaśnił Czkawka - Ale jeśli jesteśmy w temacie troli. Podczas porannego patrolu, gdy leciałem z Mordką nad Doliną, to widzieliśmy jak na raz przewaliły się dwa wielkie drzewa. Nie było ani odrobiny wiatru, a w tamtych rejonach nie ma już smoków...
- Czkawka - Valka upomniała chłopaka surowym tonem - Trole nie istnieją.
- Ależ istnieją! - krzyknął Pyskacz wyrwany ze swoich rozmyślań. 
Na tym jednak skończyła się rozmowa na ten temat, bo Glizda ziewnęła i przeciągnęła się. Jak na znak wszystkim zachciało się nagle spać. Czkawka przetarł oczy i rzucił resztki swojego posiłku Szczerbatkowi.
- To by było na tyle dzisiaj. Jutro porozmawiamy o umocnieniach na wschodzie mamo. Obawiam się, że to może się przydać.
- Nie fantazjuj synu, tylko odprowadź naszego gościa - odburknęła Valka, a ja pożegnam naszego drogiego Pyskacza - uśmiechnęła się do mężczyzny, który momentalnie poderwał się z miejsca i mamrocząc coś o trolach opuścił dom.
Tymczasem Czkawka wraz z Glizdą udali się na piętro, gdzie tuż przed nimi wbiegł Szczerbatek. Brunetka zatrzymała się w drzwiach przydzielonego jej pokoju i uśmiechnęła się do Czkawki. 
- Dziękuje - wydukała - Już prawie zapomniałam, jak to jest rozmawiać. 
- Nie ma sprawy - odparł lekko chłopak - A co myślisz pod koniec dzisiejszego dnia o smokach? - rzucił jeszcze z nadzieją.
Dziewczyna zmarszczyła brwi w udawanym zamyśleniu i spojrzała w stronę Szczerbatka, który również czekał na jej odpowiedź.
- Że są smaczne - odparła pewnie Glizda i trzasnęła drzwiami przed nosem Czkawki.
- Kobiety... - westchnął chłopak - Czy ja kiedyś je zrozumiem? - dodał i drapiąc smoka za uchem, udał się do swojego pokoju na spoczynek. 

*

Myśli mieszały się w jego głowie ze wspomnieniami, a jawa ze snem. Sielanka przeradzała się w koszmar w jednej chwili. Każdy lot Szczerbatkiem kończył się wpadaniem na wielki ogon i łamaniem kości w nodze. Słyszał chrzęst każdej złamanej kosteczki i czół ból po stokroć silniejszy niż był naprawdę. Potem już tylko spadanie w ogień i widok smoka, który nie zdążył go złapać. Nastawała ciemność, którą usuwał pulsujący, tępy ból w miejscu gdzie kończyła mu się noga, a zaczynał metal. Za każdym razem odsuwał kołdrę z nadzieją, że zobaczy obie swoje stopy, ale tak się nie działo. Następował trudny moment - pierwsze kroki. Przy tym Szczerbatek stał w kącie skuty metalem i skórzanymi pasami przez jego ojca - Stoika Ważkiego, który dumie wypinał swą pierś i wypowiadał w kółko te same słowa.
- Nie jesteś moim synem...
Potem było już tylko gorzej. Krzyk trafionej Nocnej Furii. Głuche tąpnięcie przy uderzeniu o ziemię. Drago Krwawdoń i jego wielki Alfa. Szczerbatek ze źrenicami wąskimi jak szparki i dymem wyjącym z paszczy zwracał się w jego stronę, by ostatecznie odwrócić pysk ku Stoikowi. Martwe ciało ojca opadające na ziemię i niezaspokojony głód w oczach smoka. Śmiech Drago towarzyszący kolejnemu wystrzałowi z paszczy Szczerbatka....
Tej nocy obudził się jak zwykle przed świtem.  Oblany potem i wystraszony. Szczerbatek jak zwykle podniósł swój pysk i spojrzał na niego zmartwionymi oczyma, które błagały o przebaczenie. Tak, jakby zwierzak wiedział o czym śnił Czkawka.
- Wybacz Mordko - wyszeptał chłopak i wbił tępe spojrzenie w swoją nogę i jej metalową dobudowę - Chyba nigdy tak naprawdę się nie przyzwyczaję - dodał i potargał sobie włosy - Dziś musimy dopilnować wszystkiego. Jeden dzień i wszyscy są już na nas wściekli. Do roboty. 

*

Ogień trawił wszystko dookoła. Drewno okalane płonieniami waliło się ze wszystkich stron, a wtórował mu krzyk ludzi. Glizda poderwała się na nogi i biegiem rzuciła się w stronę pokoju brata. Po drodze chwyciła jeszcze swój piękny, błyszczący miecz. Na korytarzu, w drzwiach pokoju jej brata stał, a raczej zwisał z dziury w dachu, Koszmar Ponocnik. Dziewczyna stanęła w miejscu przerażona, patrząc jak smok zapala się i wpycha łeb do małego pokoiku. Dopiero gdy już prawie cały zniknął w dziurze, jaką zrobił sobie by się przedostać do jej brata, oprzytomniała. Z donośnym krzykiem rzuciła się ku potworowi tylko po to, by zobaczyć jak jej młodszy brat znika w jego paszczy. Z oczu popłynęły jej łzy, gdy wbijała miecz aż po klingę w udo smoka. Chwilę później była świadkiem  tego, jak wielki Drzewokos swym ognistym oddechem podpala wszystko dookoła jej rodziców. Wokół była tylko śmierć i pożoga, a ona musiała na to patrzeć, nie mogąc nic zrobić. Wtedy też z nieba zstąpił czarny smok niepodobny do innych i rzucił jej zimne spojrzenie, które udowadniało jego wyższość. Przygniótł ją łapskiem do ziemi i wbijając pazury w jej ciało ryknął przeraźliwie.
Obrazy zniknęły, gdy otworzyła oczy. Wszystkie mięśnie miała napięte, ale nie znać po niej było strachu. Wbiła spojrzenie w sufit i oddychała głęboko. Odsunęła koc, którym była przykryta na bok i wymacała na swojej skórze pamiątkę po pazurach czarnego smoka. Samotna łza spłynęła po jej policzku. Glizda stanęła na ziemi i przyjrzała się w zdumieniu swoim stopom. Pamiętała dokładnie jak wieczorem ubierała dwie skarpetki od Czkawki, teraz została jej tylko ta na prawej stopie. Uśmiechnęła się delikatnie rozbawiona.
- Trole... - wyszeptała i zabrała się za rozplątywanie swoich warkoczy.
Po chwili spojrzała na swoje spodnie i z goryczą stwierdziła, że tutaj mogą ją za nie obedrzeć ze skóry. W dodatku nie z zazdrości, a z wściekłości. Ściągnęła je prędko i chwyciła rzeczy leżące w rogu pokoju. Widziała jak w nocy matka Czkawki je tam zostawiła. Wśród tych rzeczy były ciemno zielone spodnie, które z chęcią wciągnęła na tyłek. Porzuciła też swój jasny kożuszek, który okrywał jej ramiona, bo poprzedniego wieczoru podczas kolacji przekonała się, że nie będzie on jej potrzebny. Na koniec jeszcze ułożyła sobie włosy, bo stanowczo nie lubiła nosić ich rozpuszczonych i tak przygotowana opuściła swój tymczasowy pokój.
Dom był pusty i zimy ale Glizda i tak czuła się w nim bezpieczna. Czuła, że to miejsce ma swoich właścicieli i ich duchy zawsze będą ciągnąć do ciepła jakie się tu kryło. To też gdy wychodziła z budynku, czuła jakiś ciężar na sercu. Na zewnątrz nie było już tak bezpiecznie. Pod drzwiami powitał ją wielki smok należący do Valki. Na jego widok brunetkę przeszedł nieprzyjemny dreszcz, który zmusił ją do odwrócenia się w przeciwną stronę.
Berk budziło się do życia. Smoki przeciągały się na dachach lub wylatywały z drzwi. Ludzie wykrzykiwali do siebie pozdrowienia i wymieniali się plotkami. Glizda uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła przed siebie, w stronę oceanu malującego się w oddali. Nie zrobiła jednak paru kroków, a już drogę zagrodził jej Zębiróg Zamkogłowy, który ciągnął wielki kosz pełen cegieł, na jednej z jego głów siedziała chorobliwie szczupła blondynka. Natomiast na ziemi, popychając wspomniany kosz stał chłopak, który wyglądał prawie identycznie jak blondynka dosiadająca smoka. Glizda przyglądała im się ze swojej pozycji, bo nie liczyła na to, że szybko zwolni się obrana przez nią droga.
- Księżniczko! Poczekaj, pomogę ci! - z prawej strony, wybiegając zza kuźni, pojawił się ciemnowłosy, przysadzisty młodzieniec.
Za nim, pełznąc pomiędzy budynkami, podążał Koszmar Ponocnik... Brunetka w jednej chwili straciła dech w piersiach i sięgnęła po miecz. Ścisnęła go mocno w dłoniach i skierowała na smoka, który oderwawszy wzrok od swojego właściciela, przyglądał się jej w skupieniu. Dziewczyna miała wrażenie, że wszystko dookoła niej zaczyna płonąć. Z jej piersi wydarł się stłumiony krzyk, gdy smok zbliżył się i uniósł pysk nad nią.
- Ale dziwaczka - stwierdziła blondynka siedząca na Zębirogu.
- Hakokieł! - wydarł się chłopak, który dopiero co zabiegał o względy przedmówczyni.
Od razu też wszyscy skupili się na postaci Glizdy, która trzymając miecz w trzęsących się rękach, leżała skulona na ziemi. Cała drżała, ale nikt nie raczył zwrócić na to uwagi. Cała trójka obecnych przy tym zajściu młodych wikingów zanosiła się śmiechem.
Tymczasem dało się słyszeć dźwięk, którym Szczerbatek zapowiadał swoje lądowanie. Nocna Furia wylądowała gładko tuż obok Koszmara Ponocnika, a tuż obok niej na ziemi usiadł Grągiel z niemałym jeźdźcem. Czkawka zeskoczył szybko ze swojego smoka i podbiegł do wystraszonej Glizdy.
- Sączysmark! - warknął, obejmując dziewczynę ramieniem - Zabierz stąd Hakokła!
Ciemnowłosy zaraz przestał się śmiać i przywołał swojego smoka do porządku. Glizda uchwyciła się mocno ramienia młodego wodza i schowała twarz w jego włosach. Ten zdumiony pogładził ją po plecach i pomógł wstać z ziemi.
- Wszystko gra? - spytał spokojnie.
- Nic mi nie jest - warknęła i ze szklistymi oczyma wyrwała się w stronę domu, w którym spędziła tę noc.
- Kto to jest? - spytał Sączysmark, głaszcząc Hakokła.
- Glizda... - westchnął Czkawka i machnął na swoich rówieśników, by wracali do pracy - Pogadam z nią.
- Ale najpierw chyba z Astrid - zaśmiał się Śledzik, który właśnie zeskoczył z Grągla i wskazywał złotowłosą dziewczynę zmierzającą w ich stronę.
- Astrid! Coś się stało? Nie wyglądasz na zadowoloną... - zaczął chłopak.
- Bo jak mam byś zadowolona, gdy ty tu zajmujesz się tą lalunią, a od wschodu zbliża się coś dziwnego. Radziłabym zająć się dziś tamtejszymi umocnieniami. Wichura nie zareagowała dobrze na widok przewracających się drzew.
- Widziałem to już wczoraj, ale nie podejrzewałem, że może zmierzać w naszą stronę...
- Ale zmierza, więc wskakuj na smoka i rusz ten tyłek!
- Tylko jeszcze jedno, Astrid...
- Tak? - rzuciła podirytowana dziewczyna.
Czkawka przyciągnął ją do siebie i pocałował czule w usta, a złotowłosa poddała się jego pieszczocie i odwzajemniła pocałunek. Podczas tego Glizda usiadła na schodach domu młodego wodza i uspokajając oddech, przyglądała się tej parze. Wtedy i ona zamarzyła o kimś, komu by zależało na niej...
Astrid już z uśmiechem na ustach odkleiła się od młodego wikinga i ruszyła po swojego smoka. Śledzik nie ruszył się z miejsca, a Sączysmarka i bliźniaków nie było od jakiegoś czasu na horyzoncie. Czkawka posłał jeszcze swojej wybrance buziaka i ruszył wraz ze Szczerbatkiem ku Gliździe.
- Wszystko gra? - spytał, kucając przed nią i kładąc dłoń na jej kolanie - Tylko nie udawaj.
- Jasne... - zapewniła i wzięła głębszy oddech - Jeżeli te całe trole rzeczywiście istnieją, co potwierdzałby dzisiejszy brak skarpety na mojej lewej nodze, to mogę się wam przydać - powiedziała już twardo, swoim zwyczajnym tonem.
Młody wódz uśmiechnął się do niej przyjaźnie, a jego smok zamachał radośnie ogonem. Czkawka wyprostował się nastawił odpowiednio ogon Szczerbatka i wskoczył na jego grzbiet. Na koniec z pogodną miną wyciągnął rękę do Glizdy. Dziewczyna zmarszczyła czoło.
- Nie macie tu przypadkiem jakichś koni? - spytała błagalnie.
- Możesz ich szukać, albo możesz z nami lecieć - stwierdził przekornie chłopak i poklepał miejsce za sobą.
Glizda tylko westchnęła ciężko i wdrapała się na smoka. Zacisnęła ręce dookoła Czkawki i posłała mu jeszcze szeroki uśmiech.
- Tylko tym razem nie zamykaj oczu. Nie pozwolę ci spaść - zapewnił - Ale muszę cie uprzedzić, że nie zabieram cię w pobliże muru...
- A gdzie? - bąknęła niegrzecznie dziewczyna, starając się w ten sposób zamaskować swój niedawny strach.
- Na Smocze Szkolenie... Śledzik się tobą zajmie - skinął głową na chłopaka, który za nimi wsiadał na swojego Grągla.
- Żartujesz? - upewniła się dziewczyna, unosząc znacząco brwi...
- Ani trochę...
--------------------------------------------------------
  To już wiecie z czym będzie wiązała się akcja? 
Wiem, wiem. Znów za wiele się nie działo.
Było za to bardzo melancholijnie, przynajmniej w moim mniemaniu.
Przyznam, że nie jestem wielce zadowolona, ale no cóż.
Na rysunkach nasza ekipa (bez pozostałych jeźdźców, ale co tam) w moim rysunkowym wydaniu.
Pozwoliłam sobie to wstawić w ramach własnych urodzin xD
(Jej. Jestem okropna pod względem egoizmu. To straszne :< )
Następny rozdział postaram się dodać w weekend.
(A mówiłam sobie, że będę wstawiać co tydzień xP Ale jakoś zbyt mnie to pochłonęło)

12 komentarzy:

  1. Zdrowia szczęścia pomyślności i wiele radości :D które to urodziny ?
    Rozdział był świetny i było w nim dużo akcji, wiec jak dla mnie zajebiście! Znam ten zapał przy rozpoczynaniu bloga, fajne uczucie mieć tak dużo weny i chęci do pisania :) czerp z niego puki go masz ;)
    Czekam na nexta i życzę Ci jak najwięcej weny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już 16 na karku, ale co tam! Dziękuje za życzenia ^^
      Dobrze wiedzieć, że uważasz inaczej niż ja jeśli chodzi o ten rozdział. Ja po prostu wiele od siebie wymagam i jestem mega krytyczna względem samej siebie.
      Cerpie ile mogę i idę z rozdziałami jak burza, dlatego pozwalam sobie wstawiać je tak często xP

      Usuń
    2. I bardzo dobrze że tak pędzisz z rozdziałami, przynajmniej jest co czytać ;)
      Skoro wybiła ci szesnastka, to oznacza że jesteśmy w tym samym wieku... tylko ja jestem z grudnia :(
      Dobrze że stawiasz sobie wysoką poprzeczkę ale według mnie nie potrzebnie się tak negatywne krytykujesz ponieważ piszesz genialnie ;)
      Całuję zimno ~ Marshall

      Usuń
    3. Nawet nie wiesz jak miło mi się zrobiło :> To wspaniałe, gdy ktoś Cię docenia. Dziękuje.
      Co tam, że różnica dwunastu miesięcy! Ten sama wiek i już to jest świetne ;) A grudzień jest wspaniałym miesiącem :>

      Usuń
  2. Jak to nie jesteś zadowolona!!! Jacksiu, ten rozdział był jakby wycięty z książki! Serio! Jak ja bym chciała tak pisać... I rysować, bo rysunki magiczne ^^ Dzięki za tak wspaniały, dłuuugi rodział
    Uważam, że rozdział jak na razie najlepszy. A najlepsze sceny to: sny i wspomnienia Czkawki i Glizdy, rozmowa przy kolacjii(trolle, onucki i "to sięnie zmywa"). No i "że są smaczne"...
    Emocje odmalowane jak w prawdziwym życiu, wciągające i ciekawe. Zgadzam się, że z deka melancholijny, ale nie odbiera mu to genialności.
    A teraz najważniejsze - Twoje urodziny!!
    Życzę Ci:
    - dalszego rozwijania swego talentu pisarskiego(i rysunkowego)
    - weny
    - sukcesów w prowadzeniu blogów, pisaniu, szkole i tak ogólnie - w życiu
    - wolnego czasu
    - dobrych ferii zimowych
    - słodyczy!!!
    - wspólnej przyszłości z Johny'm Depp'em XD
    - szczęścia, zdrowia, pomyślności
    - spełnienia marzeń, osiągnięcia celów
    - duuuuużo magii
    - wolności

    ~Niech Twój Miecz Zawsze Pozostanie Ostry
    ~ Era

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pierwszej kolejności podziękuję za życzenia i mam nadzieję, że się spełnią c: Bardzo bym tego chciała, wszystkiego, bo utrafiłaś w dziesiątkę :3 Dziękuje.
      Cieszę się, że Ci się podobało, wow - nawet uznałaś ten rozdział za najlepszy do tej pory, to takie miłe :> Ale proszę nie mów "chciałabym tak pisać", bo Ty masz talent i Twoje teksty chwytają za serce. Naprawdę ;)
      Co do snów, to są w sumie jedynym fragmentem, który mi się w tym rozdziale podoba (wiem, strasznie na siebie narzekam xP ), bo chciałam pokazać, że Czkawka w końcu też jest tylko człowiekiem i nie łatwo jest mu pogodzić się z przeszłością...
      Jeszcze raz dziękuje za wszystko :>

      Usuń
  3. Trochę spóźnione życzenia urodzinowe - dużo Szczerbatków, dużo pisania, spełnienia marzeń, zdrowia, szczęścia, dużo czekolady i czego sobie tylko zapragniesz. ^^ Co do rozdziału, bardzo przyjemnie mi się czytało. Ciekawe, jak poradzi sobie Glizda na swoim pierwszym szkoleniu... czekam na dalej :3
    Pozdrowionka :) ~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za życzenia, a jak sobie Glizda poradzi, to okaże się już jutro ;)
      Nadmienię tylko, że Twoje już mi się spełnia, to czego mi życzyłaś xD Pisania w bród, Szczerbatków mam aż po uszy, do marzeń dążę małymi kroczkami, a czekolada właśnie układa mi się w brzuchu ;)

      Usuń
  4. Achh. Świetne. Bardzo dobrze opisałaś ich wspomnienia i sny. I jeszcze ten pocałunek z Astrid... :D Może akcji mnostwo nie było, ale wszystkie te wydarzenia i tak były bardzo interesujące!

    http://polelf-z-fabryki-swietego-mikolaja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wsopmnienia są moja ulubiona częścią tego rozdziału 😊 to wszystko takie miłe z twojej strony <:

      Usuń
  5. Ja tam nie narzekam na brak akcji, każdy rozdział bardzo mi się podoba :D NIESTETY przeczuwam, że Czkawka w końcu zostawi Astrid i będzie z Glizdą, ponieważ to wokół tej dwójki najbardziej skupia się akcja... szkoda, bo lubię Czkawkę i Astrid jako parę, jak dla mnie są idealni :D Ale nawet jeśli Czkawka będzie z Glizdą to i tak spoko, bo to w końcu twój blog i twój pomysł :)
    Ciekawe jak jej pójdzie na smoczym szkoleniu, pewnie nie będzie łatwo :D Czuję, że Glizda jeszcze się przekona do smoków :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yay! Jak ja się cieszę, że się podoba :D I że ktoś to czyta, choć skończyłam już pisać tego bloga.
      Myślę, że jeśli chodzi o parowanie bohaterów, to choć trochę jeszcze Cię zaskoczy ten blog, ale nic nie mowię :>
      Dziękuje za wszystkie miłe słowa i przyjemnego czytania ^^

      Usuń