piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział VII: Na Berk nie mamy koni

Czkawka przeczesał dłonią włosy i westchnął ciężko. Nie na tym mu zależało. Nie chciał wojny, ale co mógł innego odpowiedzieć, gdy te tępe stworzenia chciały zjeść jego smoka! To było oburzające! Choć nie wziął pod uwagę, że Glizda może sobie z niego drwić. W sumie nie dopuszczał do swojego umysłu takiej możliwości. Dlatego też następnego dnia zwołał zebranie. Najpierw rozmówił się ze starszymi i bardziej doświadczonymi wikingami, a na koniec zostawił rozmowę ze swoimi rówieśnikami. 
- Widać pokój, to tylko przerwa pomiędzy kolejnymi wojnami - stwierdził ciężko i raz jeszcze przyjrzał się mapie rozłożonej na stole w sali narad. 
Kiedyś to jego ojciec planował tu kolejne wyprawy w poszukiwaniu Smoczego Leża, a teraz on musiał ustalać w tym samym miejscu taktykę wojenną. Astrid dzielnie towarzyszyła mu w tych żmudnych przygotowaniach. Reszta jego rówieśników już dawno sobie odpuściła i zaczęli pokładać się na krzesłach. Wyrwa w murze została załatana i umocniona, a troli dalej nie było ani śladu.
- To małe głupie istotki! - wydarła się Szpadka, podnosząc głowę, która dotąd zwisała bezwładnie na oparciu krzesła.
Czkawka spojrzał w jej stronę i szybko zdał sobie sprawę, że ta uwaga nie była skierowana do niego. Toteż postanowił się tym nie przejmować i raz jeszcze wzrokiem przebiegł po mapie. Tymczasem jego narzeczona westchnęła ciężko i usiadła na blacie stołu.
- Na pewno nie głupsze od ciebie! - stwierdził Mieczyk i uderzył siostrę w ramię, zanosząc się przy tym śmiechem.
Drzwi prowadzące na zewnątrz otworzyły się z cichym skrzypieniem i wskoczył przez nie Szczerbatek. Za nim szła Glizda z rękoma skrzyżowanymi za plecami i dziarską miną. Podeszła do młodego wodza, zajrzała mu przez ramię i krzywiąc się odsunęła pod najbliższy słup. 
- Rozumiem, że nic interesującego mnie nie ominęło? - rzuciła w eter. 
Sączysmark, który do tej pory drzemał pod ścianą, podskoczył na równe nogi i wypinając pierś podszedł do brunetki. Oparł się łokciem o ten sam słup, co ona i poprawił hełm na swojej głowie.
- Ależ nic maleńka - zapewnił.
Dziewczyna uniosła brwi i spojrzała mu prosto w oczy. Patrzyła w nie tak długo, aż ze Sączysmarka uleciała cała pewność siebie. Chłopak przewrócił się niezdarnie i wywołał falę śmiechu. Nawet Czkawka pozwolił sobie na uśmiech. 
- Prędzej ona cię przeszyje wzrokiem niż po incydencie z twoim głupim smokiem da się uwieść - stwierdził Mieczyk i zaczął dłubać sobie w zębach. 
- Nie obrażaj Hakokła!
- Ej! Może sama będę osądzać ludzi? - rzuciła Glizda do Mieczyka.
- Ale że on? - spytał blondyn i przekrzywił głowę - Podoba ci się Sączysmark?
- Nie! - obruszyła się brunetka.
- To o co ci chodzi? - bliźniak zdawał się kompletnie zbity z tropu.
- Że tego całego smoka... Masz zapomnieć - odparła pewnie.
- Ale jakiego smoka znowu? - za to pytanie Mieczyk dostał kopniaka od siostry.
- Dziękuje Szpadka - Glizda uśmiechnęła się do dziewczyny.
- Ej? To podobam ci się w końcu czy nie? - drążył Sączysmark.
- Cicho bądźcie... - jęknął Czkawka i czołem uderzył w stół. 
Astrid korzystając z okazji pogładziła go po ramieniu i zaczęła bawić się jego włosami. Lubiła w wolnej chwili zaplatać mu na nich warkoczyki. 
- Skoro nic ciekawego się nie dzieje, to może powiem, to co miałam powiedzieć... - zastanowiła się głośno Glizda, a młody wódz jak na zawołanie poderwał się do pionu. 
Brunetka uśmiechnęła się szeroko i uderzywszy delikatnie Sączysmarka, który podnosił się z ziemi, ruszyła ku Czkawce. Stanęła przed nim i zabujała się na stopach. Posłała rozmarzone spojrzenie w sufit i westchnęła ciężko.
- Twoja matka prosiła cię, żebyś przybył pod wschodni mur. Ktoś widział trole zmierzające w tamtą stronę, gdy był na smoczym patrolu. Wy już bez tych bestii żyć nie potraficie? - wszystko to powiedziała z taką lekkością jakby chodziło o codzienną czynność, a nie walkę z mitycznymi stworami.
Za to Czkawka podchodził do tego poważniej, choć po minie jaką zrobił nie było tego znać. Spojrzał bowiem na Glizdę jak na niegrzeczne dziecko, które zbiło talerz. Potem skrzyknął wszystkich i opuścił salę narad. Szczerbatek kręcący się do tej pory po pomieszczeniu podskoczył do Glizdy, spojrzał na nią z wystawionym językiem, a potem powiódł wzrokiem za Czkawką.
- Musisz iść Szczerbata Mordko - powiedziała z uśmiechem i gdy była pewna, że nikt nie patrzy podrapała smoka bo brodzie.
Tymczasem Czkawka wstawił głowę przez drzwi, by zorientować się, co jest ze Szczerbatkiem. Co prawda zobaczył tylko, jak dziewczyna prostuje się i otrzepuje z wyimaginowanego kurzu, ale i tak uśmiechnął się delikatnie.
- Szczerbek! - krzyknął i na powrót zniknął za drzwiami, gdy smok ruszył w jego stronę.
- Muszę tu znaleźć jakiegoś konia - wymamrotał Glizda sama do siebie.
Zaraz potem rozejrzała się po pustej sali i z uśmiechem wyszła na zewnątrz. Światło słoneczne po półmroku panującym w Twierdzy było wręcz oślepiające. To też dziewczyna przyłożyła dłoń do swojego czoła i spojrzała na wszystkie strony. W osadzie krzątały się kobiety i kilku mężczyzn, bo reszta ruszyła pod mur. Glizda stwierdziła, że albo Czkawka wziął na poważnie te zbójecką gromadkę troli, albo tak nieliczna była Berk, albo wszyscy się przed nią poukrywali. Podeszła do pierwszej napotkanej kobiety, która zbierała rozrzucone kapusty z ziemi, bo przewrócił się jej wózek.
- Przepraszam, gdzie znajdę tu jakiegokolwiek konia? - spytała łagodnie.
- Konia? - kobieta wyprostowała się znad kapust i roześmiała się serdecznie - Na Berk nie mamy koni od dobrych kilku lat. Gdy jeszcze tłukliśmy się ze smokami, te gadziny powyżerały wszystkie. Kiedyś mieliśmy tu nawet pięć kóz! Teraz są tylko owce, jaki, kury i leśne zwierzaki.
Brunetka była zbita z tropu i całkowicie zdekoncentrowana. Zrobiła tak głupią minę, że jej rozmówczyni klepnęła ją przyjaźnie w plecy.
- To jak mam dotrzeć pod mur! - wykrzyknęła dziewczyna i pacnęła się otwartą ręką w czoło.
- Na smoku... - odparła kobieta, jakby to była oczywistość.

*

Szczerbatek siedział na murze ze swoim jeźdźcem na grzbiecie. Doskonale wyczuwał emocje swojego najdroższego przyjaciela i automatycznie je przejmował. Poddenerwowanie, niepewność, odrobina strachu i stos zawziętości. Zaczerpnął więc z głębi siebie i unosząc pysk ku niebu ryknął przeraźliwie. Trole czające się już w pobliżu zaszemrały pomiędzy sobą i po chwili dało się słyszeć chrypliwe okrzyki. 
- Możecie jeszcze ustąpić! Zostawcie nas w spokoju i żyjcie dalej tak jak dotąd, a utrzymamy pokój! - wykrzyknął Czkawka.
- SMO - KI! Jeść! Jeść! Jeść! - wykrzykiwały na przemian zgniło-zielone stworzonka, uderzając swoimi prymitywnymi maczugami o drewniane tarcze. 
Młody wódz posmutniał i smętnym wzrokiem przebiegł po linii wroga. O dziwo zauważył, że trole ubrane były w dziwaczne peleryny z chropowatymi wypustkami. Chłopak zmrużył oczy, a jego mózg zaczął pracować na najwyższych obrotach. 
- Smocze skóry... To nie będzie łatwa bitwa...
Trole ustawiły się w szyku bojowym i na rozkaz najwyższego z nich zaczęły biec na mur. Czkawka skinął ręką i w niebo wzbiła się pierwsza linia jego małej armii. Do tej pory nie brał tego na poważnie i kazał większości zajmować się swoimi codziennymi zajęciami. Zabrał ze sobą tylko kilkudziesięciu smoczych jeźdźców. Mieli nastraszyć te mitologiczne stworzenia ogniem i zapędzić je z powrotem w głąb lasu. Czkawce zależało na utrzymaniu pokoju za wszelką cenę. Jednak jak się okazało nie było to takie proste. 
Pierwszy szereg, który ruszył na smokach do ataku spuścił na trole falę ognia... Jeźdźcy wrócili za fasady muru i w zdumieniu patrzyli jak zielonkawe stworzenia biegną dalej w ich stronę, a ogień roznosił się po trawie. Tylko dwójka nieostrożnych troli leżała teraz w bólach na trawie jęcząc od oparzeń.
- Astrid! - krzyknął Czkawka - Zębacze mogą się teraz przydać. Ruszaj!
Dziewczyna siedząca na swojej smoczycy dała znak ręką i wszyscy dosiadający Śmiertników Zębaczy ruszyli do przodu. Tymczasem młody wódz skinął na tych kilka osób, które miały ze sobą łuki. Wyjątkowo... smoki nie wystarczyły.
- Potrzebujemy broni - wymamrotał pod nosem, a Szczerbatek stojący obok niego na murze, zaryczał groźnie - No tak. Wtedy smoki też się wystraszą. Jesteśmy przyparci do muru. I to dosłownie Mordko.
Smok tylko obejrzał się w tył, w stronę wioski i kiwnął pewnie pyskiem. Dlaczego zawsze wiedział pierwszy? Dlaczego nie mógł pocieszyć przyjaciela w trudnej sytuacji słowami? Może dlatego, że Czkawce wystarczyła jego obecność. Na wszelki wypadek ryknął raz jeszcze. Jakby mówił: "Będzie dobrze przyjacielu".

*

Glizda głośno wypościła powietrze z płuc. Jak Czkawka mógł pozwolić, by jego "wojsko" wyszło bez broni? Teraz ona była jedyną nadzieją, przynajmniej tak jej się wydawało. Mężczyzna, który przyleciał na rannym smoku z wiadomością, że tam pod murem potrzebują całego tego żelastwa, teraz opiekował się swoim stworem i sobą samym. Pewnie myślał, że może to wszystko tak po prostu zostawić na głowie Glizdy. Ta znalazła już Zbrojownię, ale to nie wystarczyło. Teraz trzeba było przewieźć to wszystko pod mur. Tylko że to nie było takie łatwe zadanie, a słońce chyliło się ku zachodowi. Świadomość, że w ciemnościach będzie musiała zbliżyć się do prawdziwego potwora nie ułatwiała jej tego. Otworzyła na oścież drzwi do Zbrojowni i przymknęła oczy. Ile ona by teraz dała, za któregokolwiek z wikingów, którzy umieli latać na smokach. Prawda, uważała, że da sobie radę, skoro tyle razy siedziała na grzbiecie Szczerbatka, ale... Był tylko jeden problem, zawsze był z nią Czkawka. Jak miała sama, samiuteńka dosiąść takiej bestii? Wielkiego smoka o trupio bladym pysku, diablich rogach i wielkich niebieskich skrzydłach zakończonych ostrymi pazurami. Znała bardzo dobrze wiele gatunków smoków ale ten, który stał na niedalekim pagórku i wbijał w nią spojrzenie czarnych, mądrych oczu był jej obcy. Znała jednak jego rasę, bo kobieta od kapusty powiedziała jej, że chwilowo wolny jest zapewne tylko ten jeden.
- Tajfumerang.... - wyszeptał Glizda i wbiła spojrzenie w bestię, która ryknęła głośno. 
--------------------------------------------------------------------------
I co Jeźdźcy Smoków?
Co myślicie o tym rozdziale?
Nie było zbyt naciągane?
Mam wrażenie, że tym razem się nie popisałam.
Ale to Wam pozostawiam ocenę. 

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział VI: Czkawka

Trole zatrzymały się na skraju lasu i wpatrywały swoimi czarnymi oczkami w wikingów przy murze. Nikt się nie poruszył, bo nikt nie rozumiał co się dzieje. Czkawka nie miał nawet tyle świadomości, by powiedzieć "a nie mówiłem?". Stworzenia nie poczyniły najmniejszego gestu w stronę ludzi, a przecież to one podeszły uzbrojone pod granice ich terenu. Było ich całkiem sporo, ale okazały się znacznie mniejsze niż większość je sobie wyobrażała. Przeciętnemu wikingowi ledwie sięgały do pasa. Wreszcie jeden z nich wystąpił do przodu i na krótkich nogach przydreptał do Czkawki.
- Czego chcecie? - spytał brunet z powagą, jakiej większość z zebranych jeszcze u niego nie widziała.
Stworek wybełkotał coś niezrozumiale, a potem zaczął sylabować.
- Be - dzie - wo - na. Je - śli - wy - nie - cieć - to - mu - sieć - speł - niać - wa - run - ka - wydusił wreszcie z siebie.
- Zatem jakie są wasze warunki. Czego chcecie? - dopytywał Czkawka, nie rozumiejąc powodu nagłego zbrojnego wystąpienia troli. 
- Wy - za - brać - wszy - skie - smo - ki - my - cieć... my - cieć... - przy ostatniej części zdania trol zaczął zamaszyście gestykulować. 
- Co on mówi? - z głosu Czkawki zniknął dyplomatyczny ton, jakby chłopak uznał, że jest to poniżej jego godności.
Odpowiedziała mu cisza, która wkrótce zaczęła dźwięczeć w uszach wszystkich zebranych. Żaden z ludzi przy wyrwie w murze nie miał pojęcia, o co chodzi małemu dyplomacie. Wreszcie Szpadka podeszła do Czkawki i nachyliła się do jego ucha.
- Powinniśmy coś zrobić - stwierdziła.
Młody wódz posłał jej tylko mordercze spojrzenie, a dziewczyna się zamknęła. Chwilę potem wśród wikingów zapanowało nie małe zamieszanie. Wszyscy naraz i każdy z osobna próbowali odgadnąć, co trol próbuje im przekazać.
- Czkawka - zaczęła wreszcie Astrid - On pokazuje na Szczerbatka... - stwierdziła z krzywą miną.
Chłopak przeczesał włosy ręką i westchnął ciężko, przywołując smoka do siebie. Ten warkną w stronę troli i przycupnął przy swoim przyjacielu.
- Wszystko po kolei. Skoro tu nic nie wiadomo, to polecę szukać Glizdy. Zniknęła dawno temu, a skoro trole są tutaj...
Złotowłosa skinęła głową, na znak że rozumie, choć w środku wrzała ze złości. Wiedziała jednak, że jak powie to na głos, to Czkawka wszystkiemu zaprzeczy, a potem i tak zrobi po swojemu.
- Przejmujesz chwilowo dowództwo. Spróbuj coś wyciągnąć od tych...
- Troli.
Chłopak szybko wskoczył na grzbiet Szczerbatka i nastawił odpowiednio jego sztuczną lotkę.
- Co robisz? - spytała jego matka.
Czkawka nie odpowiedział, zostawiając wyjaśnienia na głowie Astrid. Tak jak i całą resztę. 
- Przyznam, że do tej pory wątpiłam w słuszność budowania tego muru - wtrąciła się Szpadka, wpychając swoją głowę pomiędzy Valkę, a Astrid. 
- Zaraz wracam - zapewnił Czkawka i wzbił się w powietrze z taką gwałtownością, że hełmy pospadały z głów tych, którzy je mieli. 
Szczerbatek nie szczędził sił wyczuwając napięcie swego przyjaciela. Chłopak nie był pewien, czy smok wie, co się dzieje, ale pewien był, że nie zawiedzie. Szybowali nad czubkami drzew, próbując cokolwiek wypatrzyć w dole. Ich oczom ukazywały się niestety tylko zgrabiałe, niskie postacie troli. Brunet zaczął się niepokoić i nawet nie potrafił na pewno stwierdzić dlaczego. Nie wszyscy mieszkańcy Berk byli mu tak bliscy, a Glizdę znał dopiero kilka dni. Czkawka nie był nawet pewien, czy o Astrid by się tak martwił, gdyby wylądowała wśród troli. Fakt, była jego narzeczoną i osobą bliską jego sercu jak mało kto, ale... Właśnie. Ale... Czy tak powinno być? Czasem, mimo że to on miał wątpliwości, zdawało się, że okazuje jej więcej serca, niż ona jemu. Zresztą, gdy dobrze o tym pomyśleć, to złotowłosa zaczęła się nim interesować, dopiero gdy udowodnił, że nie jest ostatnią ofermą. Wcześniej był jej zupełnie obojętny. 
Zaraz jednak musiał przerwać potok swych myśli, bo w dole zamajaczyła mu ludzka sylwetka. Niewyraźnie i tylko przez ułamek sekundy, ale jednak coś widział.
- Mordko, zejdź niżej... - szepnął i już po chwili lecieli praktycznie tuż nad ziemią. 
Wtedy ją zobaczył. Przykucała z zakrwawionym, osmalonym mieczem za krzakiem paproci. Okryta liśćmi i uwalona błotem, ale mimo wszystko urocza. Jego sercem targnęła potężna wątpliwość. Nie powinien teraz tak myśleć o jakiejkolwiek innej dziewczynie niż Astrid. 
- Glizda - syknął.
Brunetka odwróciła się w jego stronę i na jej usta wkradł się uroczy uśmiech. Czkawka poczuł dziwne ciepło rozchodzące się po całym jego ciele. Szczerbatek zwolnił, a on wyciągnął rękę, którą jego rówieśniczka chwyciła nadzwyczaj mocno. Zgrabnie podciągnęła się na grzbiet smoka i jak podczas każdego lotu objęła chłopaka w pasie. Tym razem młodego wikinga przeszedł przyjemny dreszcz. 
- Dalej Mordko. Wracamy. 
Smok ryknął i machnął potężnie skrzydłami. Glizda zachłysnęła się powietrzem zaskoczona i wpiła palce w ubranie Czkawki. Głowę przystawiła do jego karku i przytuliła doń bardzo mocno, wdychając woń jego włosów. Wiedziała, że Astrid będzie wściekła, jeśli się dowie i to jeszcze bardziej ją nakręcało. Od pierwszej chwili nienawidziła złotowłosej, a to dlatego, że ta zbeształa Czkawkę i tak niewdzięcznie zareagowała na jego pocałunek. Brunetka na tę myśl miała ochotę głośno prychnąć, ona byłaby wdzięczna za pocałunek kogokolwiek. Jakoś nigdy nikt jej nie chciał, więc nie będzie wybrzydzać. Ale też nie będzie lgnąć do każdego chłopaka. Nigdy nie zamierzała się podlizywać i w tym temacie nic się nie zmieniło. 
- Czyli trole rzeczywiście istnieją - powiedziała prosto do ucha chłopaka.
- Na to wygląda - odrzekł - Tylko ciekawy jestem czego od nas chcą.
Brunetka tylko wzruszyła ramionami i jęknęła, gdy Szczerbatek zanurkował w dół i gwałtownie wylądował. Praktycznie spadła z siodła i jedną nogą już stała na ziemi. Drugą też ściągnęła i zaśmiała się cicho. Czkawka pokręcił na to głową i spojrzał na jej zakrwawiony miecz.
- Zaatakowałaś ich? - spytał z wyrzutem.
- Miałam taki zamiar, ale wyszło tak, że tylko się broniłam - odparła zadziornie i poprawiła kosmyk, który opadł jej na czoło. 
Obydwoje ruszyli do wyrwy, w której zgromadzili się wszyscy pracujący przy umacnianiu muru. Wódz przepchał się do przodu, a Glizda korzystając ze sposobności podążała za nim. Koniec końców wylądowała tuż obok Astrid, ale i tak po chwili Szczerbatek zburzył cały szyk z warczeniem przedzierając się do swojego przyjaciela. Trole już ustawiły się w szeregu i gmerając w niezrozumiałym języku ustalały coś między sobą.
- Doszliście do czegoś? - spytał Czkawka, spoglądając z nadzieją na Astrid.
Ta tylko pokręciła przecząco głową i wskazała na bliźniaków, którzy niedaleko głowili się nad zaistniałą zagadką.
- Ty! A może oni chcą naszych zębów?! - wykrzyknął Mieczyk.
- Zębów? Durny jesteś. Jeśli już to włosów. Widziałeś ich? Kompletne nagusy. Włosy by im się przydały. Zęby mają swoje.
- E... Masz racje siostra.
- No ba! - żachnęła się Szpadka.
- Pokazywali na smoka. Jak to się ma do zębów i włosów? - spytał Czkawka, przecierając oczy.
- Ale że co? - odbąknął niepewnie Mieczyk, za co oberwał po głowie od swojej siostry.
Glizda rozejrzała się po zebranych, a raczej po ich zmarszczonych czołach i wybuchła śmiechem. Szczerym i niepohamowanym. Wszystkie oczy zwróciły się na nią. 
- On mówi, że chcą zjeść Szczerbatka. I inne smoki - wytłumaczyła z zadziornym uśmiechem.
Trol szybko podchwycił jej słowa i zaczął kiwać energicznie głową, na co Szczerbatek odpowiedział głośnym warknięciem.
- Jeść! Jeść! - zaczęły krzyczeć wszystkie trole.
- Obawiam się, że to oznacza wojnę - odparł twardo Czkawka, rzucając mściwe spojrzenie trolowi. 
- WO - NA! - wykrzyknął trol i podreptał do swoich pobratymców.
Chwilę potem tłum oburzonych stworzeń zniknął w cieniu drzew. Młody wódz stał zdumiony nadal na swoim miejscu, nie bardzo wiedząc, co właściwie zrobił i co się stało. Niepewnie rozejrzał się dookoła i posłał pytające spojrzenie Gliździe. 
- Powinieneś zlecić czym prędzej załatanie tej wyrwy. Szykuje się tu wojna - stwierdziła i rzuciła mu skarpetę, którą wcześniej znalazła w lesie. 
Glizda zakończyła swój występ posłaniem Czkawce oczka i uśmiechu czerwonej ze złości Astrid. Czuła zazdrość wibrującą w powietrzu. I niezlokalizowane pożądanie. 
- Niezła ta Glizda - Sączysmark szturchnął łokciem Czkawkę w żebra.
Nad Berk zaczęły zapadać ciemności, a wszystkim mieszkańcom wyspy miniony dzień wydał się wyjątkowo krótki.
- Niezła to będzie jak jej twarz zapozna się z moją pięścią - wysyczała pod nosem Astrid.
- Coś mówiłaś? - rzucił do niej zdezorientowany Czkawka.
- Nic. Absolutnie - zapewniła.

*

Tej nocy nie zasnął. Siedział pod oknem i w świetle księżyca przeglądał mapy Berk. Szczerbatek leżał w jego nogach i już dawno smacznie spał. Tylko do czasu do czasu smok podnosił głowę w letargu, szukając odpowiedniejszej pozycji do snu. Czkawka ziewnął przeciągle i spojrzał za okno, na gwiazdy, które rozsiały się po niebie. Co jakiś czas ukazywał mu się też przelatujący smok, który wraz ze swym jeźdźcem akurat pełnił patrol. Chłopak złożył mapę i otworzył szkicownik. Dawno już nie miał okazji zapełnić go nowymi rysunkami. Przejrzał swoje szkice i zrobiło mu się ciepło na sercu, gdy jego oczom ukazały się najróżniejsze pozycje Szczerbatka w najróżniejszych momentach. 
Nagle drzwi pokoju Glizdy uchyliły się delikatnie, a dziewczyna wyjrzała zza nich. Czkawka widział wszystko, bo do jego izdebki nie było jako takich drzwi. Brunetka była ubrana jedynie w za dużą białą koszulkę i miała potargane włosy. Nie zauważywszy go zeszła po schodach na dół, na bosaka. Chłopak po cichu wymsknął się z objęć smoka i ruszył za dziewczyną. Wyglądała jak zjawa okalana białą mgłą. Stąpała z niezwykłą delikatnością jak na kogoś o sercu nieczułym i skłonnościach morderczych. W tamtej chwili nie pamiętał, że to ta dziewczyna zabiła niedawno Nocną Furię. Nie pamiętał, że kocha Astrid. Nie pamiętał o niczym. Liczyło się tylko to, że może patrzeć i pozostać niezauważonym.
I wtedy to zobaczył. Glizda sięgała drżącą ręką po małe naczynie, które napełnione było wodą. Zachlipała i pociągnęła zeń łyka. Jej policzki były mokre od łez. Brunetka osunęła się na kolana i wypuściwszy naczynie z rąk, schowała twarz w dłoniach. Cała drżała od łez wylewanych na podłogę. Wyglądała tak niewinnie i tak bezbronnie... Czkawka nie zastanawiał się długo, podszedł i dotknął jej ramienia. Wszystkie mięśnie w ciele Glizdy się napięły, a sama dziewczyna powstrzymała łzy.
- Nie musisz przestawać. Czasem warto płakać przy kimś... - wyszeptał, a ona odwróciła na niego swój wzrok.
- Jestem złym człowiekiem, Czkawka... Dlaczego mnie stamtąd zabrałeś? - spytała, a łzy płynęły z jej oczu, mimo wszelkich starań dziewczyny.
- Bo nie jesteś złym człowiekiem - wyjaśnił i przykucnął obok niej.
Chwilę potem siedzieli razem oparci o jeden z mebli i nucili smętną piosenkę. Glizda pozwoliła sobie na płacz, a Czkawka zasypiając uronił jedną łzę, ale zasnął uśmiechnięty. Nie dostał od dziewczyny żadnych waśnień. Wiedział, że dowie się wszystkiego w swoim czasie.
- Nawet dobrych ludzi ścigają demony... - zdążył tylko powiedzieć i odpłynął w objęcia snu. 
---------------------------------------------------------------------
Co myślicie o tym rozdziale?
Szykuje się wojna z trolami! 
Trzymajcie się mocno. 
Kto nie spadnie ze swojego smoka do końca tej opowieści, ten ma moje uwielbienie.
Tak bardzo melancholijna końcówka...
Glizda jednak nie z kamienia...
Spokojnie. Astrid nigdzie nie zniknęła, a Czkawka jeszcze się nie określił w swoich uczuciach.

Pozdrawiam Was i dziękuje z całego serca za wszystkie komentarze ;)
Ten rozdział dedykuje tym, co trzymają kciuki za Glizdę.
Wielbiciele Asdtrid nie martwcie się!  Dla Was też będzie jeden z rozdziałów.
Raz jeszcze wszystkim Wam dziękuje! Z dnia na dzień mam więcej chęci do pisania tego opowiadania dzięki Waszym komentarzom kochani!
To zaszczyt, mieć takich czytelników. 

niedziela, 25 stycznia 2015

Liebster Award

Właśnie nabrałam ochoty, żeby Cię zabić kochana. Szczerze powiedziawszy nie przepadam za całymi tymi nominacjami i tym podobnymi, choć nie mniej jestem wdzięczna za docenienie mnie. 
Dziękuje Caireann Devin za nominację. 

Jeśli ktoś jeszcze nie wie, czym jest Liebster Award: nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego bloga za "dobrze wykonaną robotę". W takim wypadku należy odpowiedzieć na 11 pytań, nominować 11 innych blogów i zadać im 11 pytań. Rzecz jasna, blogi nominowane są o tym informowane. 

No i przyszedł czas na moje odpowiedzi. Pytania są dosłownie straszne.

1. Gdybyś mógł wybrać świat z książek, w którym byś spędził resztę swojego życia, jaki by to był i dlaczego?
Cóż. Nie łatwo odpowiedzieć mi na to pytanie, bo istnieje wiele światów z książek, które chciałbym odwiedzić. Z pewnością wahałabym się z wyborem pomiędzy "Harrym Potterem", "Władcą pierścieni", "Opowieściami z Narnii" "Eragonem" i dziełem Cressidi Cowell, bo jakżeby inaczej. Odpowiedź na to krótkie "dlaczego" jest jeszcze trudniejsza. Da się jednak zauważyć, że wszystkie te książki zaliczają się do fantastyki i łączy je jedna rzecz, mianowicie magia. Chciałbym po prostu przeżyć przygodę, która byłaby możliwa dzięki tej magi. Spotkać stworzenia, które do tej pory spotykałam tylko w snach i żyć pełnią życia. Kolorowo, na maksa i do bólu. Zwyczajnie chciałbym zacząć żyć.
2. Wyobraź sobie sytuację: pokłóciłeś się z najbliższą ci osobą i nie odzywasz się do niej od miesiąca. Masz szczęście i wygrywasz 10 000 zł w jakimś konkursie i dzień później dowiadujesz się, że osoba, z którą się pokłóciłeś, jest ciężko chora i potrzebuje pieniędzy na leczenie. Co robisz?
Przy tym pytaniu nie będę się wahać. Oddałabym pieniądze na leczenie, bez mrugnięcia okiem. Nie jestem osobą kłótliwą i do tego ciężko trzymać mi urazę. Jeśli zaś umierałaby osoba mi najbliższa, to najzwyczajniej wybaczyłabym jej wszystko i trwała w niepewności u jej boku do końca -  do śmierci lub ozdrowienia. 
3. Gdybyś mógł wybierać, w jaki sposób chciałbyś umrzeć?
... 
Szczerze powiem, że nie łatwo mi odpowiedzieć. Po pierwsze: nie chciałbym wybierać. Gdyby ktoś dał mi możliwość wyboru, to powiedziałbym tylko dwa słowa. Bez strachu. Reszta niech pozostanie tajemnicą. Może nawet boleć, ale żebym się tego nie bała. Mogę płonąć, dusić się, zostać zastrzelona, umrzeć ze starości, potknąć się i wyrąbać w beton, spaść z wielkiej wysokości, zostać przysypana złomem. Tylko nie chcę się bać. 
4. Wyobraź sobie, że masz przed sobą przycisk zdolny zabić za jednym zamachem dwie trzecie ludności ziemi. Czy wcisnąłbyś go, wiedząc, żę w ciągu najbliższych lat z powodu przeludnienia cały gatunek ludzki wyginie i jeśli go przyciśniesz, uratujesz naszą rasę? (Tak, czytało się "Inferno" Browna)
Nie wcisnęła bym. Za nic.
Najprawdopodobniej poprosiłabym kogoś innego, by zrobił to za mnie, bo odpowiedzialność byłaby zbyt wielka na moje barki. W ten sposób byłabym co prawda współwinna śmierci tych osób, ale nie nosiłabym już ciężaru tej świadomości sama. Może gdybym jeszcze wiedziała, że zgina tylko ci, dla których nie było już nadziei, albo ci, którzy uczynili więcej zła niż dobra... Ale przecież nie jestem Bogiem, nie do mnie należy decydować o życiu i śmierci. Jeśli ludzie mieliby przeżyć dzięki zlikwidowaniu dwóch trzecich ludności, to na świat zstąpiłaby jakaś plaga, choroba, wojna. Świat sam by się uregulował. 
5. Gdybyś miał przez miesiąc żywić się jedną potrawą, co by to było?  
Łał... Nie ważne, co by to było, po tygodniu i tak urządzałabym sobie głodówki, żeby tylko nie jeść jeszcze raz tego samego. Natomiast co do wyboru.... To chyba kluski. Tak po prostu. 
6. Jaką bajkę z dzieciństwa pamiętasz najlepiej? Jeśli to był jakiś mini serial, np. Kubuś Puchatek, to jaki odcinek? (Wystarczy opisać o czym był i podać nazwę bajki, z której pochodził.
"Mustang z Dzikiej doliny". Proszę mnie nie oceniać, ale nic innego bym nie wskazała. Pamiętam tą bajkę doskonale, bo co jakiś czas ja oglądam. Ta animacja kryje według mnie wiele wspaniały prawd i wywołuje we mnie wiele emocji. Walka o wolność, brak zaufania, przyjaźń, miłość, a to wszystko opowiedziane przez konia... Czy można wyobrazi sobie coś bardziej wspaniałego? 
7.  Czy posiadasz jakieś marzenie, którego boisz się spełnić?
Nie wydaje mi się. Jestem z tych osób, co uparcie dążą do zrealizowania swoich marzeń, nawet tych totalnie głupich. W dzieciństwie nie raz marzyłam, żeby stać się koniem. Możecie się śmiać, ale je spełniłam. Nie jeden raz ludzie nazywali mnie koniem, nauczyłam się nawet rżeć jak te wspaniałe zwierzęta! Moje konie nawet mi odpowiadały! No właśnie, a najważniejsze jest to, że się do mnie przywiązały. Czy przywiązanie koni, nie jest najlepszym dowodem na to, że jestem jednym z nich? 
8. Czy zignorowałeś kiedyś wyraźny zakaz rodziców i zrobiłeś coś niewłaściwego? Co takiego?
Wolę nie opowiadać o swoich błędach i głupich pomyłkach. Powiem tylko tyle, że rodzice zwykle mają racje. Na szczęście umiem wyciągać wnioski i uczyć się na własnych błędach, więc chyba nie jest ze mną najgorzej. 
9. Wyobraź sobie, że masz młodszą siostrę, która jest niezwykle sympatyczną i uroczą osobą. Ktoś morduje ją w bestialski sposób i doskonale wiesz, kim jest morderca. Co robisz?
Obawiam się, że moja odpowiedź będzie kłamstwem i jeśli coś podobnego kiedyś mi się zdarzy, to zachowam się inaczej. Cale to gdybanie to tylko moja przerośnięta, zadufana wyobraźnia. Nie mniej mogę spróbować odpowiedzieć.
Uważam, że w takiej sytuacji przestałbym myśleć racjonalnie, a moim sercem zawładnęłaby chęć zemsty. Możliwe, że chcąc pomścić siostrę sama oddałbym życie, a mordercy nic by się nie stało, ale raczej starałabym się o inny wynik. Nie byłabym już tą samą osobą, rozrywałaby mnie gorycz, a umysł zasnułyby czarne myśli. 
10. Gdybyś miał się wcielić w jakaś książkową postać, kto by to był i dlaczego?
Książkową? ( A filmy to co?! ) Prawdopodobnie wybrałbym... Legolasa, Łucję, Syriusza Blacka albo małą syrenkę... Mam świadomość, że ta ostatnia dwójka ginie w tragiczny sposób, nie mniej jednak wszystkie z tych postaci wiodły wspaniałe życie. Przeżyli przygody, o których ja śniłam nie raz i nie dwa, a do tego mieli na pęczki przyjaciół. Mieli czyste serca i byli inteligentni. Dlatego właśnie wybrałbym któreś z nich. 
11. Skąd czerpiesz inspiracje, pisząc swoje opowiadanie?
Z życia. Z filmów i bajek. Z twórczości mojej koleżanki. Skąd tylko się da! Najwięcej pomysłów rodzi się w mojej głowie tak po prostu. wieczorem, gdy kładę się spać bohaterowie mojej opowieści ożywają i pokazują mi swój świat. Rozmawiają, cierpią, cieszą się i stąd biorą się kolejne ich przygody, porażki i wszelkie perypetie. 

Nominuję tylko trzy blogi, bo więcej ich nie czytam.

Moje pytania:
1. Wyobraź sobie, że wybrałeś się z bardzo bliską ci osobą na wędrówkę po górach. Jest zima. Twojemu towarzyszowi zostają zadane poważne obrażenia. Nie może dalej iść, a pada śnieg. Jesteście sami na szlaku. On prosi cię, żebyś towarzyszył mu w ostatnich chwilach. Zostało mu ledwie kilka godzin, a zimno dodatkowo skraca ten czas. Jedyna szansa na uratowanie go, to znaleźć pomoc. W normalnych warunkach odnalazłbyś ją w godzinę, ale śnieżyca to utrudnia. Idziesz, czy zostajesz? Dlaczego? 
2. Możesz wybrać jedną osobę z książki, filmu, legendy, z którą przeżyjesz przygodę życia. Kto to będzie? Dlaczego? Jaką przygodę przeżyjecie?
3. Co byś chciał mieć ze sobą (jedna rzecz) na bezludnej wyspie? Dlaczego?
4. Jedziesz w pociągu, który ma się zaraz wykoleić. Jesteś jedyną osobą, która może zapobiec nieszczęściu, ale stoisz przed wyborem. Albo uratujesz tylko swojego przyjaciela, albo poświęcisz go i uratujesz całą resztę, nieznajomych ludzi. Przyjaciel namawia cię, byś go poświęcił. Co robisz?
5. Czy oddałbyś życie za ludzkość? 
6. Do jakiego zwierzaka byś siebie porównał? Dlaczego?
7. Podaj tytuł książki, która jakoś wpłynęła na twoje życie i powiedz jak to zrobiła.
8. Jakie mityczne, fantastyczne, ogółem wymyślone stworzenie mogłoby być twoim przyjacielem?
9. Dlaczego lubisz pisać? Skąd u ciebie ta pasja?
10. Co jest według ciebie uniwersalna prawdą dla wszystkich? Jaki ideał, myśl przewodnia?
11. Co myślisz o współczesnym społeczeństwie?

Zła ja. To będzie tyle. Mam nadzieję, że nie będę musiała tego zbyt często powtarzać. 

czwartek, 22 stycznia 2015

Rozdział V: Troli mur

Tym razem lot nie był spokojny, ani powolny. Szczerbatek wykazał się szybkością i niesłychaną zręcznością zwinnie krążąc pomiędzy drzewami i doganiając Wichurę i Sztukamięs. To wszystko przyprawiało Glizdę o zawroty głowy, co skutkowało ściskaniem żeber Czkawki i odbieraniem mu tchu. Tym bardziej, że miało miejsce po obiedzie. Z rana oczywiście musiała po raz kolejny udać się na Arenę, dlatego też ramiona miała zapełnione siniakami.
- Zaraz będzie po wszystkim - wydyszał chłopak i spróbował odkleić od siebie silne ręce brunetki. 
- Mam nadzieję - odparła tylko ta zimnym tonem.
Nie miała wiele czasu i ochoty na podziwianie widoków, ale nie potrafiła już tak po prostu zamknąć oczu. Prawda, zdarzało jej się zacisnąć powieki przy ostrzejszych zakrętach, czy nurkowaniu w dół, ale zaraz otwierała szeroko oczy i szukała spojrzeniem horyzontu. Za którymś razem, gdy Szczerbatek wzbił się ponad korony drzew, zobaczyła mały czerwony punkt na fali. Był tak odległy, że dziewczyna nie miała pewności, czy na pewno go widzi. Zbagatelizowała też całe to spostrzeżenie, gdy czerwony punkt zniknął na horyzoncie i zdał się jej tylko niewyraźnym wspomnieniem. W tej chwili smok zwinął skrzydła pod siebie i raptownie skierował się ku ziemi, by ledwie parę sekund później rozłożyć je na całą szerokość i wydąć z powodu oporu powietrza. Chwilę później stali już na ziemi tuż obok Astrid i Śledzika. Glizda obiema rękoma chwyciła się za głowę i potrząsnęła nią, by wyzbyć się iluzji kołowania. Niewiele to pomogło i dziewczyna by się przewróciła, gdyby Szczerbatek nie podbiegł z wystawionym jęzorem w odpowiedniej chwili. Tymczasem Czkawka zbliżył się do grubego blondasa, który leciał na swojej smoczycy przed nimi i zamienił z nim parę słów.
- Glizda, pozwól tu na chwilę! - zawołał brunet i machnął ręką.
Astrid prychnęła tylko rozbawiona i posłała dwudziestolatce dziwny uśmiech. Glizda nazwać go mogła tylko sztucznym. Posłusznie zbliżyła się do chłopaków i skinęła delikatnie głową w stronę Śledzika. 
- Zgodzisz się na następnym treningu wsiąść na smoka? - spytał spokojnie Czkawka.
- Za żadne skarby - żachnęła się dziewczyna i założyła ręce na piersi.
- Mówiłem - wybełkotał Śledzik - Jest uparta.
Czkawka pokręcił głową z rezygnacją, ale jego oczy zdradzały, że to wszystko go bawi. Glizda tylko uśmiechnęła się znacząco i udała się w ślady chłopaka, który zmierzał pod mur, a przy którym dreptała Astrid. Krótką chwilę później stali już przy Valce nadzorującej prace przy umocnieniach. 
- Żadnych troli synku - zaanonsowała z przekornym uśmiechem. 
- Zobaczysz, że jeszcze się zjawią - pomachał jej palcem przed nosem rozbawiony Czkawka - Gdzie jest Sączysmark? Miał mnie szukać jak już skończy z tą wyrwą, a nie wierzę, że jeszcze się z tym nie uporali. 
- Myślę, że mu w głowie więcej Szpadki niż wyrwy - podpowiedziała  Astrid i podparła się rękoma pod boki.
Chłopak tylko wzruszył ramionami i zostawiając przyjaciół przy matce ruszył w górę muru, który w tej części był już ukończony. Glizda wymknęła się niepozornie z towarzystwa złotowłosej i Śledzika, by ruszyć za młodym wodzem. Dorwała go dopiero na szczycie zabudowania.
- Gdzie uciekasz? - zaczepiła go i wzrok skierowała tam, gdzie i on spoglądał.
- Sprawdzam, czy coś nie zmierza w naszą stronę - odparł beznamiętnie. 
- Ja mogę lepiej to sprawdzić. Pójdę na zwiady. Znam się na tym - zaproponowała brunetka - To lepsze niż wpraszanie się do towarzystwa - powiedziała i nim Czkawka zdążył zaoponować, była już po przeciwnej stronie.
Chłopak zaśmiał się cicho sam do siebie i odprowadził Glizdę wzrokiem wśród drzewa. Ku jego zmartwieniu jedno z tych przewaliło się na horyzoncie. Tymczasem do niego przydreptała Astrid, a on uświadomił sobie, że w wiosce nigdy nie zazna chwili samotności.
- Coś się stało Czkawka? - spytała zatroskana - Jesteś jakiś nieobecny - powiedziawszy to, przytuliła się do niego i zaczęła głaskać po ramieniu. 
- Trochę się martwię. Te upadające drzewa...
- Będzie dobrze. Skończymy mur zanim cokolwiek nam zagrozi - zapewniła go dziewczyna - Patrz! To chyba Sączysmark - wskazała na prawą stronę na małą postać uciekającą przed Zębirogiem Zamkogłowym.
- Nie chyba, ale na pewno - westchnął Czkawka i ruszył w dół z muru. 

*

Znów była w swoim żywiole i czuła się niesamowicie. Skradała się na palcach i niczym cień przebiegała pomiędzy drzewami. Ściółka przyjemnie chrzęściła pod jej stopami, a wiatr niósł zapach lasu. Była wolna od krytyki i smoków. Zwłaszcza smoków. Jej głowę zasnuwały tysiące myśli dotyczących Berk i jej mieszkańców. Nie była pewna czy jest gotowa spędzić swoje życie wśród tych, którzy tu mieszkali. W tamtej jednak chwili oczyściła umysł i zajęła się tropieniem. Szukała jakichkolwiek śladów życia, obecności. Szybko jednak zdała sobie sprawę, że jest zupełnie sama z ptakami i wiewiórkami. Odetchnęła głębiej i zatrzymała się na chwilę. Zamknęła oczy i napawała się świeżym powietrzem. Zaraz przypomniał jej się wiatr łechtający ją po twarzy, gdy leciała pierwszy raz z Czkawką na Szczerbatku. W sumie nie było to takie straszne...
Otworzyła oczy i truchtem ruszyła przez las, podskakując co jakiś czas. Odbijała się od drzew jakby była zwierzęciem, nie ludzką istotą. Na koniec zakręciła się wokół własnej osi i rozejrzała się wokoło. Ptaki świergotały wesoło zataczając koła wysoko nad jej głową. Las zdawał się śpiewać melodię jej duszy, pozwalając by Glizda poczuła się szczęśliwa. Wystawiła twarz na słońce, które przedzierało się pomiędzy liśćmi na jej piegowatą buzię. Pozwoliła sobie nawet na szczery, głośny śmiech. Tu nie było pożogi, bólu, cierpienia. Była zieleń i radość, tak jak na jej wyspie za dawnych lat. 
Nagle jednak nieroztropnie nadepnęła na gałąź i potknęła się. Przeturlała się kawałek po małym pagórku i wylądowała z twarzą w trawie. Podniosła się na kolana wypluwając z ust pojedyncze źdźbła. Skrzywiona spojrzała przed siebie. Tuż przed jej nosem, na niskiej gałęzi wisiała skarpeta. Lewa. Dziewczyna uśmiechnęła się na przekór wszystkiemu. Wstała, otrzepała się i wzięła do ręki znalezisko. 
- Trole - stwierdziła.
Nagle coś chrupnęło niebezpiecznie, a jakieś drzewo nieopodal zaczęło trzeszczeć i po chwili leżało już na ziemi czubkiem korony dotykając stóp Glizdy. Jej mina zrzedła, gdy w oddali, w miejscu, gdzie drzewo zostało przełamane dostrzegła wiele zgniło-zielonkawych, zgarbionych postaci. Posiadały one tylko przepaski koloru kory drzewnej i maczugi, które przywodziły na myśl źle obrobiony kawałek drewna. Dwudziestolatka padła natychmiast na ziemię i przetoczyła się za najbliższy pień. Stamtąd mogła już bezpiecznie przyjrzeć się dziwadłom obalającym drzewa. 
- Widzę was, a wy mnie nie - wyszeptała.
Spojrzała przez ramię na odległość, jaka dzieliła ją od muru i skrzywiła się nieznacznie. Teraz powinna grzecznie wrócić i poinformować Czkawkę o tym, co zobaczyła. Jednakże Glizda nigdy nie była grzeczną dziewczynką. Nie podnosząc się do pionu zaczęła przemieszczać się w stronę troli. Powoli i ostrożnie, ale jednak zbliżała się do nich i nie zamierzała zrezygnować.

*

Czkawka miał już dość słuchania tłumaczeń Sączysmarka i śmiechów bliźniaków, którzy zdawali się cieszyć z kłopotów rówieśnika i nie traktować poważnie obowiązku budowania muru. Chłopak rozmasował swoje skronie i westchnął ciężko. Astrid wisząca mu na ramieniu nie ułatwiała sprawy. 
- Sączysmark... - zaczął - Czy ty naprawdę nic nie potrafisz zrobić? Raz straszysz naszego gościa swoim smokiem...
- Ale już ja przeprosiłem.
- Tak. Przywalając jej pięścią w twarz - odparł ironicznie brunet.
- Najwyraźniej ona ma inne spojrzenia na przeprosiny niż ty. Nie jest na mnie zła.
- Nieważne. Bo dzisiejszej pracy nawet nie ruszyłeś. Nie widziałeś, co się tam dzieje? - palec chłopaka wystrzelił w stronę lasu - Musimy naprawić tę wyrwę. Czy to tak trudno zrozumieć?
- No ale Czkawka, kiedy to nie moja wina...
Astrid także podirytowana już całą tą sytuacją sięgnęła po swój toporek i odciążając ramię Czkawki stanęła prosto. Zaczęła bawić się bronią i wymachiwać nią niebezpiecznie blisko nosa Sączysmarka. 
- No? Masz coś do powiedzenia mojemu narzeczonemu? - spytała i uniosła brwi do góry, przykładając ostrze do policzka chłopaka.
- Sztywniaki - rzucił tylko ten i zrobił naburmuszoną minę.
- Zostaw go Astrid, to nic nie da - westchnął młody wódz.
- Czkawka! Może rzuciłbyś tu okiem, synku? - spytała Valka, która stała tuż przy wyrwie w murze i spoglądała w głąb lasu kryjącego się po drugiej stronie.
Chłopak tylko wzruszył ramionami i podszedł do niej. Szczerbatek uczynił to samo, lecz o wiele weselej. Jednakże oboje, jeździec i smok, zatrwożyli się równo, widząc zwarty szereg zielonoszarych stworków. Wiking prędko dostrzegł, że stworzenia, które do tej pory dla wszystkich były legendą, bajką na dobranoc, są uzbrojone...
- No synek... Miałeś racje. Istnieją...
----------------------------------------------------------
I wreszcie wprowadziłam akcję! Jej! 
Teraz zacznie się dziać.
Cieszycie się?
Będziemy się trochę kłopotać z trolami moi drodzy Jeźdźcy Smoków.
Nic dodać. Nic ująć. 
Mam nadzieję, że nie jest najgorzej.
Choć trochę krótko...

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział IV: Smocze Szkolenie

Brunetka zaczęła bawić się swoimi włosami, podczas gdy blond grubasek gadał jak najęty. Dziewczyna zrozumiała tylko tyle, że chodzi o Grągle i to tylko dzięki temu, że ta nazwa powtórzyła się kilka razy. Nie mniej Glizda nudziła się potwornie, więc korzystając z chwilowego zamyślenia Śledzika, ruszyła dookoła Areny. Od razu zorientowała się, że to miejsce do ćwiczeń nowych jeźdźców miało kiedyś zgoła inne przeznaczenie. Przechodziła właśnie obok starej klatki jednego z większych soków i już chciała zajrzeć do środka, gdy właściciel Grągla o zgrabnym imieniu Sztukamięs zagrodził jej drogę.
- Tam nie ma nic ciekawego - wydukał i rozstawił szeroko ręce.
Glizda stanęła na palcach i zakładając ręce do tyłu, zajrzała mu przez ramię. W mroku dawnej klatki nie wiele dostrzegła, ale jej zainteresowanie Areną nagle wzrosło. Mimo to, postanowiła chwilowo sobie odpuścić.
- Co będziemy tu robić cały dzień? - spytała znudzona i odwróciła się do chłopaka plecami.
- E... No uczyć cię współpracować ze smokami... Ale najpierw musisz się wile o nich dowiedzieć. Poznać to wszystko w teorii... - zaczął wyliczać grubas.
Brunetka westchnęła ciężko i gwałtownie odchyliła głowę do tyłu. Nie miała ochoty dłużej wysłuchiwać Śledzika, który z pewnością nie miał daru opowiadania.
- Na szczęście maluchy nie mają dziś od rana ćwiczeń, więc mamy cała Arenę dla siebie... - kontynuował blondyn.
Wtem powietrze zadrżało od potężnego ryku, a Glizda napięła wszystkie mięśnie. Nigdy nie pomyliłaby mrożącego krew w żyłach głosu Koszmara Ponocnika. Chwilę potem na niebie dało się dostrzec płonące zwierze, które wylądowało tuż przed Areną i dosłownie wpełzło na nią. Glizda raptownie odskoczyła w najdalszy kąt i zaczęła nerwowo oddychać. Z grzbietu smoka ześlizgnął się chłopak, który jeszcze niedawno nabijał się z niej, gdy przerażona padła na ziemię. Dziewczyna mocno zacisnęła usta, a jej dłonie zamknęły się w pięści. Od rzucenia się na ciemnowłosego powstrzymywała ją tylko obecność jego smoka.
- Czkawka kazał tu do was wpaść - poinformował.
- Ale jesteś pewien, że Hakokieł też ma tu być? - wyjąkał blondyn, śledząc niepewnie ruchy rozochoconego stworzenia, które kręciło się po Arenie.
Sączysmark tylko wzruszył ramionami i spojrzał na swojego podopiecznego, a potem na skuloną w dalekiej części Areny dziewczynę. Wyraz jej twarzy mówił sam za siebie, a że do tego tej twarzy nie można było odmówić urody, to chłopak nie wahał się długo.
- Hakokieł. Idź polatać - wykonał stanowczy ruch w stronę wyjścia, a smok momentalnie zniknął w otworze.
Teraz brunetka mogła odetchnąć spokojnie i przepełniona furią zbliżyła się do ciemnowłosego. Gdy stali już ze sobą twarzą w twarz, wypuściła gwałtownie powietrze z nozdrzy i dosłownie czerwona ze wściekłości prychnęła pogardliwie.
- Idiota - wycedziła i oddaliła się ku Śledzikowi.
- No ale weź no! - sprzeciwił się Sączysmark - Skąd miałem wiedzieć lala, że boisz się smoków?
Glizda zatrzymała się w pół kroku i wykonała ruch rękoma, który miał jej pomóc zapanować nad sobą. Potem z niewesołą miną spojrzała raz jeszcze na chłopaka.
- Jak widzę, to inteligencją nie grzeszysz. A słowo "lala" tylko mi ubliża pajacu. Poza tym nie boję się smoków! - wrzasnęła.
- A przed Hakokłem trzęsłaś się dla popisu.
- Wyobraź sobie, że nie mam dobrych wspomnień związanych z krewniakami twojego smoczka, więc dla odmiany może się przymknij? U mnie nie jeździło się na smokach, jeśli potrafisz to zrozumieć.
- Pf... - prychnął tylko Sączysmark i skrzyżował ręce na torsie.
Brunetka nie powstrzymywała się dłużej i mimo wyraźnego sprzeciwu Śledzika, rzuciła się na ciemnowłosego z pięściami. Ten zdumiony nie zareagował od razu.
Jakiś czas później siedzieli oddaleni od siebie o dwa metry, oboje z podbitymi oczyma i masą siniaków na ciele. Za to Śledzik uganiał się od jednego do drugiego, pomagając im w czym tylko się dało. Wkrótce też zrozumiał, że więcej dla tej gburowatej dwójki zrobić nie może i przeszedł do nauki teoretycznej o smokach. Glizda wywróciła oczyma, jęknęła i bezwładnie opadła do końca na ziemię, co wywołało uśmiech na twarzy Sączysmarka.
- To w tym jednym się zgadzamy - stwierdził i rozmasował obolałe ramie.
Brunetka przygryzła usta i odwróciła głowę do chłopaka. Zmierzyła go lodowatym spojrzeniem, które on z trudem wytrzymał i na koniec wzruszyła ramionami. Ciemnowłosy uznał to za akceptacje jego słów i postanowił posunąć się o krok dalej.
- Przymknij się Śledzik - powiedział i wstając, pchnął grubasa na bok - Pannie trzeba pokazać co i jak, a nie zanudzać teorią. Kto by spamiętał to, co mówisz. 
Na koniec podał Gliździe dłoń, by tym samym pomóc jej wstać. Dziewczyna zrozumiała w tamtej chili, że Sączysmark nie jest skomplikowany i już teraz może z góry zakładać jak będzie się zachowywał przez najbliższe trzydzieści lat. Wbrew wszystkiemu, pozwoliła sobie pomóc i nawet pokusiła się o obojętny wyraz twarzy. Był to wielki krok, jeśli podkreślić, że jeszcze niedawno była czerwona ze złości. 
- Praktyka okej, ale bez żadnych lotów - nakazała tonem nieznoszącym sprzeciwu.

*

Wieczór zbliżał się na Berk i Arena stała już pusta, bo wszyscy, którzy przepłynęli przez nią w ciągu dnia, kierowali się do własnych łóżek. Glizda podniosła do oka kawał mięsa podarowany jej przez Śledzika i westchnęła z ulgą. Blondyn dreptał tuż obok niej ze swoją smoczycą oddaloną na wyciągniecie ręki. Dziewczyna musiała przyznać, że dawno nie spędziła czasu tak miło. Ale chociaż czuła się prawie szczęśliwa, to dręczyła ją myśl o jedynej klatce, do której Śledzik zabronił jej wejść...
- Muszę przyznać, że to był męczący dzień. Nie miałam pojęcia, że smoki kryją tyle tajemnic. Dla mnie to od zawsze byli mordercy i szkodniki, więc niezbyt interesowało mnie, co potrafią - zagaiła.
- Teraz widzisz, że jest inaczej - odparł chłopak i pogłaskał swoją podopieczną.
- Posiadasz niesamowitą wiedzę - dodała - To robi wrażenie. Choć jest nudne - zakończyła z przekąsem.
- A ty potrafisz niesamowicie wiele zapamiętać, choć człowiek myśli, że go wcale nie słuchałaś.
Brunetka tylko wzruszyła ramionami. Po głowie tłukły jej się tysiące pytań, na które nigdy nie miała poznać odpowiedzi i setki tych, na które odpowiedzieć jej miało życie. Zadręczał ją też fakt, że gdyby wiedziała kiedyś choć tyle, co nauczyła się tego dnia, to może jej rodzice by żyli. Może choć ktoś jeszcze przeżył by tamtą katastrofę...
Prędko odpędziła od siebie ponure myśli, wiedząc jak zakończy się rozdrapywanie ran. Nie chciała pokazywać praktycznie nieznajomym osobom, że tam w środku jest miękka jak owcza wełna. Może i widzieli jej strach, ale to jeszcze nie powód, by mogli powiedzieć, że ją znają.
Na horyzoncie pojawił się Czkawka, który spacerował z pochodnią w ręku i Astrid pod ramieniem. Śledzik szybko spuścił wzrok i skręcił w prawo. Glizda zareagowała natychmiastowo i ze zmarszczonymi brwiami zatrzymała chłopaka w miejscu.
- Co ty robisz? - spytała.
- Schodzę im z drogi. Astrid by mnie zabiła, gdybym przerwał im spacer.
- Głupiś - stwierdziła brunetka i pewnie ruszyła w stronę pary - Hejka - rzuciła do nich.
Czkawka podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się delikatnie, tak słodko jak tylko on potrafił. Glizda zaparła ręce pod boki i uniosła znacząco jedną z brwi. Następnie pokręciła tylko głową i obejrzała się na Śledzika. 
- Widzę, że kryzys tajemniczo upadających drzew zażegnany - zaczęła prowokacyjnie.
- Nie - odgryzła się Astrid - Ale tobie nic do tego.
Czkawka zakrył usta ręką, chcąc by jego ukochana nie zauważyła rozbawienia wypisanego na jego twarzy. Widziała to jednak Glizda i promiennie się uśmiechnęła. Nie zamierzała urażać się o coś takiego, choć blondynka od samego początku odnosiła się do niej z wyższością. 
- Jejć - zaczęła - Jak dobrze móc się pastwić nad sierotą, która przybyła tu tylko po to by mieć się do kogo odezwać. To takie szlachetne i idealnie pasujące do mojego wyobrażenia o tobie - rzekła i ruszyła przed siebie.
Zatrzymała się jeszcze na chwilę i odwróciła z ręką podrygującą w stronę Czkawki. Zamyśliła się chwilę i mrugnęła do chłopaka, po czym dodała jeszcze parę słów.
- Idę do siebie, Czkawka. Dzięki za wszystko. Choć twoje metody przystosowujące mnie do reali tej wyspy uważam za brutalne. Właściciel Koszmara Ponocnika na mojego "nauczyciela"? - rzuciła i odeszła.
- Więc to tam się podziewał Sączysmark... - wymamrotał Czkawka.
Astrid odetchnęła głęboko i zachichotała nawet, widząc minę swojego narzeczonego. Potem jednak coś ją ubodło. Wszystkim zabraniała przeszkadzać, gdy znajdowała się z Czkawką sam na sam, ale z Glizdą nie mogła nic zrobić. Jednak najgorsze było to, że brunetka nie przerwała im romantycznej chwili, a jedynie rozmowę o umocnieniach. Jeśli się dobrze nad tym zastanowić, to wszystkich romantycznych chwili, które spędziła z Czkawką było co najwyżej tyle i palców u jej obu rąk. Jedak o gorsza wszyscy nazywali ich narzeczonymi, choć Czkawka nigdy oficjalnie się jej nie oświadczył. To ona wymusiła na nim i na wiosce używania tego określenia względem ich. 
- I jak było Śledzik? - spytał młody wódz, nie zauważając strapienia swojej towarzyszki. 
- Nie najgorzej. Choć Glizda pół dnia okładała się ze Sączysmarkiem, a drugie pół przysypiała, gdy ja mówiłem, no albo naśmiewała się ze mnie. Również ze Sączysmarkiem. To jednak gdy ten się zmył, okazało się, że zrozumiała bardzo wiele z tego, co mówiłem i zadawała takie pytania, i poruszała takie tematy, które nawet dla ciebie są...
- Śledzikowate? - podpowiedział Czkawka i uśmiechnął się - Rozumiem. Czyli zajarzyła teorię.
- No... - zawahał się blondyn - Było w tym też trochę praktyki. Przez Sączysmarka. Ta dwójka w swoim towarzystwie zachowywała się prawie tak jak Mieczyk i Szpadka. Tylko o drobinę inteligentniejsi. O drobinę - podkreślił, co rozbawiło i Czkawkę, i Astrid.

*

Tuż obok jego domu paliło się małe ognisko przy którym siedziały dwie osoby. Czkawka przystanął w cieniu, gdzie nie mogły go dostrzec i po prostu patrzył. Jego matka gestykulowała zamaszyście, opowiadając coś smażącej kawał mięsa Gliździe. Dziewczyna wyglądała na rozbawioną i za razem zagubioną, co było całkowicie normalne, jeśli w grę wchodziły opowieści Valki. Przez głowę chłopaka przemknęło, że to niemożliwe, by tak mała, krucha istota mieściła w sobie tyle nienawiści. Dlaczego tak wystraszyła się Koszmara Ponocnika? Jak w pojedynkę zabiła Nocną Furię? Dlaczego zjadała zabite przez siebie smoki? Jak przeżyła całkiem sama na wielkiej wyspie? 
Postanowił dłużej nie zmagać się chwilowo z tymi pytaniami i podszedł do ogniska. Dopiero teraz zauważył Chmuroskoka, który ułożył się wygodnie za budynkiem i cały czas miał na oku jego matkę. Przywitał kobiety delikatnym uśmiechem i po prostu usiadł. Glizda podała mu kawałek mięsa, które upiekła, a on zjadł je z apetytem.
- Jak minął dzień przy pracy? - spytała Valka.
- Jak zwykle. Niwelowanie szkód, kłopotanie się z bliźniakami, rozwiązywanie sporów, szukanie odpowiedzi na pytanie, co zbliża się do wioski... I inne codzienne czynności... - wyliczył obojętnie.
- A Astrid? - dopytywała jego matka.
Wiking od razu spiął się na wspomnienie o ukochanej. Glizda szybko to wychwyciła i mrugnęła do niego, czego Czkawka nie potrafił zrozumieć. Postanowił zlekceważyć ten gest, choć dodał mu on niejakiej otuchy. 
- Co Astrid? - odparł wymijająco.
- Nie było mnie dwadzieścia lat, a ty unikasz rozmowy o swojej wybrance - Valka założyła ręce na biodra i rzuciła synowi jednoznaczne spojrzenie. 
On tylko wzruszył ramionami i na tym się skończyło. Właściwie sam niewiele z tego rozumiał. Wiedział tylko, że kocha Astrid. Niestety nie mógł powiedzieć, że najbardziej na świecie. Często zastanawiał się, czy jest ona dla niego ważniejsza od Szczerbatka i kończyło się to rzucaniem czymś w ścianę, bo nie chciał przyjąć do siebie myśli, że jednak smoka kocha bardziej. Zresztą ciężko mu było cokolwiek zaaranżować, żeby pobyć z nią w samotności i nie mówić o obowiązkach. Gdy tylko zabierał ją gdzieś, chociażby i na plażę, to ona mówiła mu co jeszcze trzeba zrobić w wiosce, co idzie po myśli, co trzeba posprzątać po bliźniakach i Sączysmarku. Była konkretną dziewczyną, która nie rozczulała się nad życiem, choć on tego u niej szukał. I znaleźć nie mógł.
Siedzieli dłuższą chwilę w milczeniu, gdy nagle w oddali zobaczyli pomarańczową łunę, a zaraz potem pod ich dom podbiegł zdyszany chłopiec i pociągnął Czkawkę za rękaw. 
- Drzewa zajęły się ogniem na brzegu wioski. To się szybko rozprzestrzenia. Chyba Szczerbatek strzelił - wydyszał tylko młodzik i opadł na ziemię.
Młody wódz więcej od niego nie oczekiwał. Prędko podskoczył na równe nogi zaczął biec w stronę pożaru, tuż za nim biegła brunetka. Nie zdziwiło go wcale, że po chwili go wyprzedziła, ale zdziwiło, gdy wyciągnęła do niego dłoń. Wywróciła oczyma w odpowiedzi na jego wahanie. 
- Astrid cię chyba za to nie zabije? Sam prędzej nie pobiegniesz z tym kulasem, ale jak podasz mi rękę to i owszem. Przecież nie dam ci upaść. Pamiętasz? - zakończyła z sarkazmem.
Chłopak chwycił jej dłoń, a brunetka szarpnęła gwałtownie do przodu. Ale rzeczywiście, zaczął przemieszczać się szybciej, a to dlatego, że część stabilności zapewniała mu ręka Glizdy. W mgnieniu oka znaleźli się na miejscu, tuż obok Szczerbatka, który patrzył na ludzi gaszących płonące drzewa.
- Mordko - jęknął Czkawka - Czemu to zrobiłeś?
Smok chciał odpowiedzieć. Naprawdę. Ale nie potrafił i tylko swoim bystrym wzrokiem śledził krępą postać uciekającą z lewą skarpetą w ręce. Niestety Czkawka nie mógł zobaczyć tego samego...
---------------------------------------------------------------------------
Tak więc w tym rozdziale wprowadziłam kilka tajemnic.
Musicie jednak uzbroić się w cierpliwość, bo nie wszystko rozjaśni się od razu.
Na rozwianie niektórych wątpliwości będzie potrzeba sporo rozdziałów ;)
Teraz przynajmniej mogę mieć nadzieję, że nie było zupełnie nudno.

środa, 14 stycznia 2015

Rozdział III: Trole i onucki

W mieszkaniu rozległo się pukanie dochodzące od drzwi. Valka oderwała się od zapisków Czkawki, które przeglądała w wolnym czasie pod nieobecność syna i ruszyła do wyjścia, by wpuścić gości. Drzwi zaskrzypiały, gdy pchnęła je lekko, a leżący na zewnątrz Chmuroskok spojrzał na nią zaciekawiony. 
- Czkawka! - wykrzyknęła uradowana kobieta - Jesteś wreszcie. Ta twoja Astrid straszliwie suszyła mi głowę o twoje zniknięcie.
Przytuliła syna z całej siły, a ten zrobił krzywą minę i spróbował uwolnić się z uścisku. Jak na jeden dzień miał zdecydowanie dosyć miętolenia przez kobiety. Tym bardziej, że przez to tracił dech.
- A cóż to ja widzę... Kogo nam przyprowadziłeś na kolacje?
Na wspomnienie o kolacji młody wiking skrzywił się nieznacznie, błagając w myślach Thora, by to Pyskacz przygotowywał jedzenie. Zdążył się już przekonać, że potrawy jego matki w rzeczy samej nie były zbytnio zjadliwe. 
- To jest Glizda. Nie chwaląc się uratowałem ją z bezludnej wyspy - mówiąc to przepuścił dziewczynę w drzwiach i sam wszedł do środka - Nie zamykaj jeszcze drzwi na rygiel, bo Szczerbatek bawi się z Wichurą. 
Glizda trąciła go pod żebro i posłała mu stanowcze spojrzenie, nie uznając za prawdę, że Czkawka jest jej wybawcą i wyzwolicielem. Matka chłopaka poprowadziła ich do stołu, który obłożony był szkicownikami, ziołami i pierwowzorami siodeł. Valka od razu zabrała się za ogarnianie całego tego bałaganu. 
- Mamo, czy wiesz, gdzie Glizda mogłaby nocować? Nie mam pojęcia u kogo znajdzie się wolna izba - zaczął Czkawka, wywołując tym samym nieprzyjemny uśmiech na twarzy dziewczyny. 
- Niech śpi u nas - odparła bez namysłu kobieta i przerzuciła jeden ze swoich długich warkoczy na plecy - Dopóki nie znajdzie sobie lokum na stałe.
Młody wiking tylko wzruszył ramionami i skinął na Glizdę, by szła za nim. Wdrapali się po schodach i po chwili już stali w pustym pokoju. Chłopak westchnął ciężko i pogładził belkę przy drzwiach. W sumie nie był to pokój z jakim dotąd miała Glizda do czynienia. Było to bardziej piętro podzielone na dwie części i tyle. 
- Tu będziesz spała. Ja jestem tuż obok. Jakby co - poinformował dziewczynę.
- Kto tu wcześniej spał? - spytała, rozglądając się po pomieszczeniu. 
W kącie leżało zużyte siodło na jakiegoś smoka i stępiony topór. Dalej stała pusta skrzynia otwarta na oścież, okno z widokiem na morze i skromne łóżko. 
- Kiedyś ja. Potem z mamą przynieśliśmy tu rzeczy, które zostały po moim ojcu, po jego śmierci. Teraz zostało tylko siodło i topór...
- Acha... - z piersi brunetki wydobyło się ciche westchnienie.
Stali tak dłuższą chwilę, aż z dołu nie dobiegł ich odgłos otwieranych drzwi i stłumionej rozmowy. Chwilę potem usłyszeli przewracane garnki i klnięcie, więc Czkawka był pewien, że to Pyskacz przyszedł z kolacją, a zaraz po nim Szczerbatek wdarł się pomiędzy naczynia. 
- Chodźmy na dół. Szczerbatek musiał już wrócić, skoro tam takie zamieszanie. No i musisz poznać Pyskacza - oznajmił chłopak i wyszedł z pomieszczenia.
Glizda jeszcze chwilę wpatrywała się w widok za oknem i promienie słońca gasnące nad oceanem, a potem w podskokach zeszła z piętra. Czuła się tu dziwnie. Obco, ale bezpiecznie i gdyby nie obecność smoków, prędko nazwałaby Berk domem. Na dole zrobiło się małe zamieszanie, któremu postanowiła przyglądać się ze schodów. Dzięki temu miała okazję przyjrzeć się jakże rozkosznemu obrazkowi. Trójka szczęśliwych ludzi traktujących się jak rodzinę i rozochocony smok wchodzący w jej skład. Obściskiwali się wzajemnie, przepchali, nucili wesołe melodie, a Gliździe w pamięci stawał obraz jej rodziny...
Starsza kobieta z włosami przetykanymi siwizną śpiewała coś mieszając zupę w garnku i jednocześnie piekąc kawał mięcha. Mały chłopiec, podrostek w wieku siedmiu lat z hełmem na głowie i drewnianym mieczykiem w ręce gonił za psem. Ten zaś wskakiwał na wszystkie meble po kolei przewracając je.  Glizda zaśmiała się radośnie i chwyciła chłopca w pasie, by obrócić go w powietrzu dookoła siebie. Wtem otworzyły się drzwi, a w progu stanął wielki mężczyzna, rzucając na ziemię łeb Grongla.
- Rodzinko, dziś na kolacje mamy pyszności - oznajmił i rozstawił szeroko ramiona, by pochwycić biegnące ku niemu dzieci...
Dziewczyna otrząsnęła się ze wspomnień i ku swemu wielkiemu zdziwieniu zobaczyła przed sobą pysk smoka z wystawionym językiem. Przestraszona spróbowała cofnąć się o krok, ale schody skutecznie jej to uniemożliwiły i potknęła się. Szczerbatek od razu to wykorzystał i obłożył ją grubą warstwą smoczej śliny.
- Chyba się do ciebie przekonał - wykrzyknął Czkawka - Ale raczej bez wzajemności - dodał pod nosem.
- Uprzedzam, że to się nie zmywa - powiedziała Valka.
- Chodź tu. Poznaj Pyskacza - młody wódz odłożył jakiś półmisek na czysty już stół i skinął ręką na Pyskacza. 
Ten sporych wielkości wiking bez ręki i nogi ukłonił się delikatnie i zaszczycił brunetkę swoim najlepszym uśmiechem. Glizda wolna już od Nocnej Furii skinęła mu tylko głową i uścisnęła jego dłoń. Jej uścisk zadziwił Pyskacza, który nie spodziewał się takiej siły po niej. Za to spodziewał się śliny Szczerbatka, którą dostał w prezencie wraz z uściskiem dłoni.
- Siadajmy już lepiej do kolacji, bo wszystko wystygnie - stwierdził i oddalił się, by wytrzeć dłoń. 
Glizda tylko wzruszyła ramionami i usiadła na wskazanym jej przez matkę Czkawki miejscu. Chwilę potem wszyscy rozkoszowali się potrawami przygotowanymi przez Pyskacza, a Szczerbatek spoglądał błagalnie w stronę swojego właściciela. 
- To teraz zdradź mi o wielki wodzu czemu nie stawiłeś się do pracy - zagadał bezręki wiking i trzepnął Czkawkę przez głowę.
- Dziś wszyscy się mnie czepiają - jęknął chłopak i zaśmiał się - Rano zrobiłem patrol nad Berk i potem pozwiedzałem trochę naszą okolicę - ruchem głowy wskazał na Glizdę, która aktualnie napychała sobie do ust mięsa.
Dziewczyna tak zareagowała na jedzenie, jakby nie widziała go od tygodni i zachowywała się wprost bestialsko. Rękoma zagarniała wszystko do ust i pochłaniała w zastraszającym tempie. Młody wódz wydawał się tym szczególnie rozbawiony.
- Ta... Widać że panienka w samotności chowana - zaśmiał się Pyskacz, a Glizda momentalnie przestała jeść.
- Przepraszam - bąknęła tylko i oblizała się.
- Tylko nie zapomnij dać naszemu gościowi onucek na noc. Przymrozki już zaczynają chwytać - dodała równie rozbawiona Valka.
- Onucek? - podchwyciła zaraz brunetka.
- No skarpetek - wyjaśnił Czkawka.
Dwudziestolatka zrobiła taką minę, jakby zbaraniała. Dla niej obcym było pojęcie "onucki", a do skarpet jej to wcale nie pasowało. 
- Po co dwie nazwy na jedną rzecz? - rzuciła w eter.
- Tylko uważaj droga Glizdo na lewą, bo trole lubią je kraść. Dziwota, że upodobały sobie lewą nogę. No bo i dlaczego? - Pyskacz zdawał się odpłynąć do innego świata pełnego troli i skarpetek, co sprawiło radość i Gliździe.
- On czasami tak ma - wyjaśnił Czkawka - Ale jeśli jesteśmy w temacie troli. Podczas porannego patrolu, gdy leciałem z Mordką nad Doliną, to widzieliśmy jak na raz przewaliły się dwa wielkie drzewa. Nie było ani odrobiny wiatru, a w tamtych rejonach nie ma już smoków...
- Czkawka - Valka upomniała chłopaka surowym tonem - Trole nie istnieją.
- Ależ istnieją! - krzyknął Pyskacz wyrwany ze swoich rozmyślań. 
Na tym jednak skończyła się rozmowa na ten temat, bo Glizda ziewnęła i przeciągnęła się. Jak na znak wszystkim zachciało się nagle spać. Czkawka przetarł oczy i rzucił resztki swojego posiłku Szczerbatkowi.
- To by było na tyle dzisiaj. Jutro porozmawiamy o umocnieniach na wschodzie mamo. Obawiam się, że to może się przydać.
- Nie fantazjuj synu, tylko odprowadź naszego gościa - odburknęła Valka, a ja pożegnam naszego drogiego Pyskacza - uśmiechnęła się do mężczyzny, który momentalnie poderwał się z miejsca i mamrocząc coś o trolach opuścił dom.
Tymczasem Czkawka wraz z Glizdą udali się na piętro, gdzie tuż przed nimi wbiegł Szczerbatek. Brunetka zatrzymała się w drzwiach przydzielonego jej pokoju i uśmiechnęła się do Czkawki. 
- Dziękuje - wydukała - Już prawie zapomniałam, jak to jest rozmawiać. 
- Nie ma sprawy - odparł lekko chłopak - A co myślisz pod koniec dzisiejszego dnia o smokach? - rzucił jeszcze z nadzieją.
Dziewczyna zmarszczyła brwi w udawanym zamyśleniu i spojrzała w stronę Szczerbatka, który również czekał na jej odpowiedź.
- Że są smaczne - odparła pewnie Glizda i trzasnęła drzwiami przed nosem Czkawki.
- Kobiety... - westchnął chłopak - Czy ja kiedyś je zrozumiem? - dodał i drapiąc smoka za uchem, udał się do swojego pokoju na spoczynek. 

*

Myśli mieszały się w jego głowie ze wspomnieniami, a jawa ze snem. Sielanka przeradzała się w koszmar w jednej chwili. Każdy lot Szczerbatkiem kończył się wpadaniem na wielki ogon i łamaniem kości w nodze. Słyszał chrzęst każdej złamanej kosteczki i czół ból po stokroć silniejszy niż był naprawdę. Potem już tylko spadanie w ogień i widok smoka, który nie zdążył go złapać. Nastawała ciemność, którą usuwał pulsujący, tępy ból w miejscu gdzie kończyła mu się noga, a zaczynał metal. Za każdym razem odsuwał kołdrę z nadzieją, że zobaczy obie swoje stopy, ale tak się nie działo. Następował trudny moment - pierwsze kroki. Przy tym Szczerbatek stał w kącie skuty metalem i skórzanymi pasami przez jego ojca - Stoika Ważkiego, który dumie wypinał swą pierś i wypowiadał w kółko te same słowa.
- Nie jesteś moim synem...
Potem było już tylko gorzej. Krzyk trafionej Nocnej Furii. Głuche tąpnięcie przy uderzeniu o ziemię. Drago Krwawdoń i jego wielki Alfa. Szczerbatek ze źrenicami wąskimi jak szparki i dymem wyjącym z paszczy zwracał się w jego stronę, by ostatecznie odwrócić pysk ku Stoikowi. Martwe ciało ojca opadające na ziemię i niezaspokojony głód w oczach smoka. Śmiech Drago towarzyszący kolejnemu wystrzałowi z paszczy Szczerbatka....
Tej nocy obudził się jak zwykle przed świtem.  Oblany potem i wystraszony. Szczerbatek jak zwykle podniósł swój pysk i spojrzał na niego zmartwionymi oczyma, które błagały o przebaczenie. Tak, jakby zwierzak wiedział o czym śnił Czkawka.
- Wybacz Mordko - wyszeptał chłopak i wbił tępe spojrzenie w swoją nogę i jej metalową dobudowę - Chyba nigdy tak naprawdę się nie przyzwyczaję - dodał i potargał sobie włosy - Dziś musimy dopilnować wszystkiego. Jeden dzień i wszyscy są już na nas wściekli. Do roboty. 

*

Ogień trawił wszystko dookoła. Drewno okalane płonieniami waliło się ze wszystkich stron, a wtórował mu krzyk ludzi. Glizda poderwała się na nogi i biegiem rzuciła się w stronę pokoju brata. Po drodze chwyciła jeszcze swój piękny, błyszczący miecz. Na korytarzu, w drzwiach pokoju jej brata stał, a raczej zwisał z dziury w dachu, Koszmar Ponocnik. Dziewczyna stanęła w miejscu przerażona, patrząc jak smok zapala się i wpycha łeb do małego pokoiku. Dopiero gdy już prawie cały zniknął w dziurze, jaką zrobił sobie by się przedostać do jej brata, oprzytomniała. Z donośnym krzykiem rzuciła się ku potworowi tylko po to, by zobaczyć jak jej młodszy brat znika w jego paszczy. Z oczu popłynęły jej łzy, gdy wbijała miecz aż po klingę w udo smoka. Chwilę później była świadkiem  tego, jak wielki Drzewokos swym ognistym oddechem podpala wszystko dookoła jej rodziców. Wokół była tylko śmierć i pożoga, a ona musiała na to patrzeć, nie mogąc nic zrobić. Wtedy też z nieba zstąpił czarny smok niepodobny do innych i rzucił jej zimne spojrzenie, które udowadniało jego wyższość. Przygniótł ją łapskiem do ziemi i wbijając pazury w jej ciało ryknął przeraźliwie.
Obrazy zniknęły, gdy otworzyła oczy. Wszystkie mięśnie miała napięte, ale nie znać po niej było strachu. Wbiła spojrzenie w sufit i oddychała głęboko. Odsunęła koc, którym była przykryta na bok i wymacała na swojej skórze pamiątkę po pazurach czarnego smoka. Samotna łza spłynęła po jej policzku. Glizda stanęła na ziemi i przyjrzała się w zdumieniu swoim stopom. Pamiętała dokładnie jak wieczorem ubierała dwie skarpetki od Czkawki, teraz została jej tylko ta na prawej stopie. Uśmiechnęła się delikatnie rozbawiona.
- Trole... - wyszeptała i zabrała się za rozplątywanie swoich warkoczy.
Po chwili spojrzała na swoje spodnie i z goryczą stwierdziła, że tutaj mogą ją za nie obedrzeć ze skóry. W dodatku nie z zazdrości, a z wściekłości. Ściągnęła je prędko i chwyciła rzeczy leżące w rogu pokoju. Widziała jak w nocy matka Czkawki je tam zostawiła. Wśród tych rzeczy były ciemno zielone spodnie, które z chęcią wciągnęła na tyłek. Porzuciła też swój jasny kożuszek, który okrywał jej ramiona, bo poprzedniego wieczoru podczas kolacji przekonała się, że nie będzie on jej potrzebny. Na koniec jeszcze ułożyła sobie włosy, bo stanowczo nie lubiła nosić ich rozpuszczonych i tak przygotowana opuściła swój tymczasowy pokój.
Dom był pusty i zimy ale Glizda i tak czuła się w nim bezpieczna. Czuła, że to miejsce ma swoich właścicieli i ich duchy zawsze będą ciągnąć do ciepła jakie się tu kryło. To też gdy wychodziła z budynku, czuła jakiś ciężar na sercu. Na zewnątrz nie było już tak bezpiecznie. Pod drzwiami powitał ją wielki smok należący do Valki. Na jego widok brunetkę przeszedł nieprzyjemny dreszcz, który zmusił ją do odwrócenia się w przeciwną stronę.
Berk budziło się do życia. Smoki przeciągały się na dachach lub wylatywały z drzwi. Ludzie wykrzykiwali do siebie pozdrowienia i wymieniali się plotkami. Glizda uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła przed siebie, w stronę oceanu malującego się w oddali. Nie zrobiła jednak paru kroków, a już drogę zagrodził jej Zębiróg Zamkogłowy, który ciągnął wielki kosz pełen cegieł, na jednej z jego głów siedziała chorobliwie szczupła blondynka. Natomiast na ziemi, popychając wspomniany kosz stał chłopak, który wyglądał prawie identycznie jak blondynka dosiadająca smoka. Glizda przyglądała im się ze swojej pozycji, bo nie liczyła na to, że szybko zwolni się obrana przez nią droga.
- Księżniczko! Poczekaj, pomogę ci! - z prawej strony, wybiegając zza kuźni, pojawił się ciemnowłosy, przysadzisty młodzieniec.
Za nim, pełznąc pomiędzy budynkami, podążał Koszmar Ponocnik... Brunetka w jednej chwili straciła dech w piersiach i sięgnęła po miecz. Ścisnęła go mocno w dłoniach i skierowała na smoka, który oderwawszy wzrok od swojego właściciela, przyglądał się jej w skupieniu. Dziewczyna miała wrażenie, że wszystko dookoła niej zaczyna płonąć. Z jej piersi wydarł się stłumiony krzyk, gdy smok zbliżył się i uniósł pysk nad nią.
- Ale dziwaczka - stwierdziła blondynka siedząca na Zębirogu.
- Hakokieł! - wydarł się chłopak, który dopiero co zabiegał o względy przedmówczyni.
Od razu też wszyscy skupili się na postaci Glizdy, która trzymając miecz w trzęsących się rękach, leżała skulona na ziemi. Cała drżała, ale nikt nie raczył zwrócić na to uwagi. Cała trójka obecnych przy tym zajściu młodych wikingów zanosiła się śmiechem.
Tymczasem dało się słyszeć dźwięk, którym Szczerbatek zapowiadał swoje lądowanie. Nocna Furia wylądowała gładko tuż obok Koszmara Ponocnika, a tuż obok niej na ziemi usiadł Grągiel z niemałym jeźdźcem. Czkawka zeskoczył szybko ze swojego smoka i podbiegł do wystraszonej Glizdy.
- Sączysmark! - warknął, obejmując dziewczynę ramieniem - Zabierz stąd Hakokła!
Ciemnowłosy zaraz przestał się śmiać i przywołał swojego smoka do porządku. Glizda uchwyciła się mocno ramienia młodego wodza i schowała twarz w jego włosach. Ten zdumiony pogładził ją po plecach i pomógł wstać z ziemi.
- Wszystko gra? - spytał spokojnie.
- Nic mi nie jest - warknęła i ze szklistymi oczyma wyrwała się w stronę domu, w którym spędziła tę noc.
- Kto to jest? - spytał Sączysmark, głaszcząc Hakokła.
- Glizda... - westchnął Czkawka i machnął na swoich rówieśników, by wracali do pracy - Pogadam z nią.
- Ale najpierw chyba z Astrid - zaśmiał się Śledzik, który właśnie zeskoczył z Grągla i wskazywał złotowłosą dziewczynę zmierzającą w ich stronę.
- Astrid! Coś się stało? Nie wyglądasz na zadowoloną... - zaczął chłopak.
- Bo jak mam byś zadowolona, gdy ty tu zajmujesz się tą lalunią, a od wschodu zbliża się coś dziwnego. Radziłabym zająć się dziś tamtejszymi umocnieniami. Wichura nie zareagowała dobrze na widok przewracających się drzew.
- Widziałem to już wczoraj, ale nie podejrzewałem, że może zmierzać w naszą stronę...
- Ale zmierza, więc wskakuj na smoka i rusz ten tyłek!
- Tylko jeszcze jedno, Astrid...
- Tak? - rzuciła podirytowana dziewczyna.
Czkawka przyciągnął ją do siebie i pocałował czule w usta, a złotowłosa poddała się jego pieszczocie i odwzajemniła pocałunek. Podczas tego Glizda usiadła na schodach domu młodego wodza i uspokajając oddech, przyglądała się tej parze. Wtedy i ona zamarzyła o kimś, komu by zależało na niej...
Astrid już z uśmiechem na ustach odkleiła się od młodego wikinga i ruszyła po swojego smoka. Śledzik nie ruszył się z miejsca, a Sączysmarka i bliźniaków nie było od jakiegoś czasu na horyzoncie. Czkawka posłał jeszcze swojej wybrance buziaka i ruszył wraz ze Szczerbatkiem ku Gliździe.
- Wszystko gra? - spytał, kucając przed nią i kładąc dłoń na jej kolanie - Tylko nie udawaj.
- Jasne... - zapewniła i wzięła głębszy oddech - Jeżeli te całe trole rzeczywiście istnieją, co potwierdzałby dzisiejszy brak skarpety na mojej lewej nodze, to mogę się wam przydać - powiedziała już twardo, swoim zwyczajnym tonem.
Młody wódz uśmiechnął się do niej przyjaźnie, a jego smok zamachał radośnie ogonem. Czkawka wyprostował się nastawił odpowiednio ogon Szczerbatka i wskoczył na jego grzbiet. Na koniec z pogodną miną wyciągnął rękę do Glizdy. Dziewczyna zmarszczyła czoło.
- Nie macie tu przypadkiem jakichś koni? - spytała błagalnie.
- Możesz ich szukać, albo możesz z nami lecieć - stwierdził przekornie chłopak i poklepał miejsce za sobą.
Glizda tylko westchnęła ciężko i wdrapała się na smoka. Zacisnęła ręce dookoła Czkawki i posłała mu jeszcze szeroki uśmiech.
- Tylko tym razem nie zamykaj oczu. Nie pozwolę ci spaść - zapewnił - Ale muszę cie uprzedzić, że nie zabieram cię w pobliże muru...
- A gdzie? - bąknęła niegrzecznie dziewczyna, starając się w ten sposób zamaskować swój niedawny strach.
- Na Smocze Szkolenie... Śledzik się tobą zajmie - skinął głową na chłopaka, który za nimi wsiadał na swojego Grągla.
- Żartujesz? - upewniła się dziewczyna, unosząc znacząco brwi...
- Ani trochę...
--------------------------------------------------------
  To już wiecie z czym będzie wiązała się akcja? 
Wiem, wiem. Znów za wiele się nie działo.
Było za to bardzo melancholijnie, przynajmniej w moim mniemaniu.
Przyznam, że nie jestem wielce zadowolona, ale no cóż.
Na rysunkach nasza ekipa (bez pozostałych jeźdźców, ale co tam) w moim rysunkowym wydaniu.
Pozwoliłam sobie to wstawić w ramach własnych urodzin xD
(Jej. Jestem okropna pod względem egoizmu. To straszne :< )
Następny rozdział postaram się dodać w weekend.
(A mówiłam sobie, że będę wstawiać co tydzień xP Ale jakoś zbyt mnie to pochłonęło)

wtorek, 13 stycznia 2015

Golden Globe Awards!

Prowadząc tego bloga nie mogę nie wspomnieć, że "Jak wytresować smoka? 2" został uznany za najlepszy film animowany i otrzymał złotego globa! 
Co jak, co. Ale z tą decyzją ja się w 1000000000% zgadzam. Niech żyje Czkawka! Niech żyje Szczerbatek! 







Miłego dzionka ^^

sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział II: Berk

Glizda mocniej ścisnęła Czkawkę w pasie i zamknęła oczy. Wiar targał jej włosy, a łuski Szczerbatka wbijały się w uda. Ziemia dawno zniknęła w dole, a Nocna Furia w szaleńczym tempie przemierzała niebo. Młody wiking też wyjątkowo wydawał się niezadowolony z lotu. 
- Możesz przestać mnie tak ściskać? Nie mogę oddychać - wydukał z trudem i przekręcił swoją stalową nogą "strzemię". 
- Kiedy nie mogę cię puścić, bo ta bestia zaraz mnie zrzuci. O mało nie spadłam i nie złamałam sobie karku, gdy startowałeś! - wykrzyknęła i mocniej zacisnęła powieki. 
- On nic ci nie zrobi. Bezwzględnie się mnie słucha. Nie pozwolę mu cię zrzucić, tylko już mnie puść - jęknął Czkawka błagalnym tonem.
Glizda delikatnie rozluźniła uścisk, ale nadal nie otworzyła oczu. Czkawka nabrał głęboko powietrza, ciesząc się z ustąpienia nacisku na jego żebra. Więcej nie mówili już nic, a młody wódz starał się cieszyć chwilą wolności. Obowiązki jakie spadły na jego barki po śmierci Stoika przytłaczały go swoim nadmiarem. Co prawda Berk nie było już pokryte lodem i zdemolowane, ale codzienne dbanie o osadę dawało w kość komuś tak młodemu jak Czkawka. Chłopak pogłaskał szyję Szczerbatka i przymknął oczy, wystawiając twarz na wiatr. Ten przyjemnie łechtał mu poliki i napełniał płuca świeżym powietrzem.
Nagle całą sielankę przerwał tępy huk. Oczy Szczerbatka zwęziły się w czarne szparki, a jego uszy podrygiwały niespokojnie. Zielonooki wiking pogłaskał zwierzaka delikatnie i pochylił się, szukając źródła hałasu. Tymczasem Glizdę siedzącą za nim coś kusiło, by otworzyć oczy, ale dziewczyna nie dawała się ponieść tak błahej zachciance. Starała się zachować spokój, głęboko wierząc w to, że podjęła słuszną decyzję, bo jej życie spoczywało na barkach Czkawki.
- Co to było? - spytała.
- Ciii.... - syknął tylko chłopak, nadstawiając uszu.
Powietrze przeszył kolejny grzmot do złudzenia przypominający wystrzał z ciężkiego działa. Czkawka nakazał smokowi obniżenie lotu i chwilę potem widzieli morze jak na dłoni. Szybko też chłopak domyślił się, co wywoływało hałas. Na wodzie był tylko jeden statek.
- To statek - szepnął - Ale nie z Berk... I bynajmniej nie jest przyjazny. Strzelają do jakiejś szalupy... Tylko nie wiem czemu... - po jego głosie można się było spodziewać, że pragnął się tego dowiedzieć.
- To nie nasza sprawa, lećmy do lądu. Jak najprędzej - odparła stanowczo Glizda z ledwie słyszalną nutką bezradności.
Czkawka jednak nie zamierzał jej posłuchać i jak zwykle zrobić po swojemu. Prędko zanurkował w dół i dał znać Szczerbatkowi, by strzelił ostrzegawczo. Statek zakołysał się na fali wytworzonej przez pocisk smoka, który wzburzył wodę tuż przy prawej burcie. Tymczasem Szczerbatek zdążył zbliżyć się do małej łódki, która zniszczona  była przez jedną z kul, która przez nią przeleciała. W środku leżało ludzkie ciało. Także podziurawione, ale przez noże, które sterczały z męskiej piersi. Dodatkowo nigdzie nie było ręki, która najprawdopodobniej została porwana przez kulę.
- Lepiej rzeczywiście stąd spadajmy - wyszeptał chłopak - Póki co nie zagrażają Berk, a martwemu człowiekowi nie pomożemy...
- Mówiłam - żachnęła się Glizda, choć nadal miała zamknięte oczy.
Czkawka zamilkł, a Szczerbatek przyśpieszył. Więcej ich lotu już nic nie przerwało, ale chłopak i tak zadręczał się widokiem statku. Wiedział, ze jeszcze nie raz będzie wracał myślami do czerwonych żagli z wyszytym czarnym łbem konia...
Na horyzoncie zamajaczył kształt wyspy Berk, a Czkawka uśmiechnął się delikatnie do tego widoku. Od razu przypominały mu się pierwsze loty na Szczerbatku i początki przyjaźni ludzi ze smokami. Teraz było zupełnie inaczej. Ludzie inaczej patrzyli na świat, bo nie jedno już przeżyli i wiedzieli, że los może znienacka rzucić ich na głęboką wodę.
- A oto Berk! - chłopak odwrócił się delikatnie, by spojrzeć na swoja towarzyszkę.
Zaraz też jego czoło się zmarszczyło, bo Glizda trzymała dłonie zamknięte w pięści na jego bokach i nienaturalnie mocno zaciskała powieki. Wyglądała na przerażoną.
- W ten sposób nic nie zobaczysz - dodał po chwili.
- Bo nie mam ochoty zobaczyć - odwarknęła dziewczyna - Ta wysokość, bezkresne morze pod nami. Masz świadomość, że jak spadnę z tej wysokości, to rozpadnę się na kawałki w zderzeniu z wodą? 
- Nie dramatyzuj - chłopak po raz kolejny zmienił pozycję sztucznej części ogona Szczerbatka, a smok automatycznie wykonał niewypowiedzianą komendę. 
Teraz unosili się na wietrze, dryfując w powietrzu dookoła Berk i podziwiając osadę z góry. Młody wódz położył rękę na ramieniu Glizdy i delikatnie uniósł jej głowę do góry. Widział jak dziewczyna zmaga się z chęcią otworzenia oczu. 
- Nie każ mi tego robić... - wyszeptała - Mam lęk wysokości...
Czkawka na chwilę zdębiał, a zaraz potem roześmiał się szczerze. Szczerbatek zawtórował mu radosnym mruczeniem. Brunetka zmarszczyła brwi w niezadowoleniu.
- Ja ci się zwierzam, choć zupełnie nie powinnam, a ty się ze mnie nabijasz. Gdy patrzę w dół, mam zawroty głowy! 
- To patrz w niebo! - wykrzyknął Czkawka.
Glizda zacisnęła dłonie mocniej na bokach młodego wikinga i nieśmiało otworzyła oczy. To co zobaczyła, nie tylko ją przeraziło, ale także poraziło swym pięknym. Zachodzące słońce obrysowało kontury osady stojącej na wzgórzach klifowych wyspy. W zdumieniu otworzyła zaciśnięte dłonie i delikatnie uchyliła usta. 
- Witaj w naszych skromnych progach - powiedział jej towarzysz i odwrócił się na powrót przed siebie. 
Wtem powietrze przeszył ryk Śmiertnika Zębacza. Glizda odruchowo chwyciła rękojeść swojego miecza i rozejrzała się dookoła. 
- Macie tu więcej smoków? - spytała podejrzliwie.
- Właśnie... - zaczął Czkawka - Mamy, a ty nie możesz ich zabijać, bo to nasi przyjaciele... Każdy ma tu swojego smoka...
Mina dziewczyny zrzedła, a jej dłonie na powrót zacisnęły się w pięści. Nie powstrzymywała się, tylko trzepnęła chłopaka w głowę. Ten jęknął i z szerokim uśmiechem rozmasował miejsce, w które uderzyła Glizda.
- O tym nie wspominałeś - rzekła z wyrzutem.
- Bo zapewne nie chciałabyś lecieć. Tu będziesz miała towarzystwo i może nawet przekonasz się do smoków - zasugerował i dał znać Szczerbatkowi, że może podejść do lądowania. 
Glizda pisnęła i objęła Czkawkę, gdy smok zanurkował w dół. Chłopak tylko zaśmiał się w reakcji na to. Chwilę potem stali już pewnie na stałym lądzie tuż przed osadą. Dziewczyna szybko ześlizgnęła się z grzbietu Nocnej Furii i trzęsąc się przypadła do ziemi.
- Jeszcze nigdy tak bardzo nie kochałam lądu - powiedziała do siebie. 
- Ten ląd pokochasz ponad wszystkie inne - zapewnił ją Czkawka - Ale jest jedna sprawa... Uważam, że nie powinnaś rozpowiadać, jak to zabiłaś Nocną Furię i zjadłaś ją... Tu może to wywołać... Agresję. 
Dziewczyna tylko parsknęła rozbawiona, ale kiwnęła głową na znak, że się zgadza i zaraz potem gwałtownie się wyprostowała, gestem dając znać chłopakowi, by milczał. Przystawiła ucho do ziemi i zmarszczyła czoło. Coś jej mówiło, że ciężko będzie jej się przyzwyczaić do miejsca jakim było Berk.
- Śmiertnik Zębacz, którego słyszeliśmy zmierza w naszą stronę - wyszeptała i niepewnie ścisnęła miecz w dłoni.
- Astrid! Słońce moje! - wykrzyknął młody wódz.
Przed nimi na wysokich niebieskich łapach stał Śmiertnik Zębacz, a na jego grzbiecie siedziała dziewczyna ze złotym warkoczem powiewającym za nią. Z łatwością zeskoczyła ze smoka i z niewesołą miną podeszła do Czkawki.
- Co ty sobie wyobrażasz?! - wypaliła - Cały dzień cię nie było! Pyskacz został sam w kuźni, a przecież dziś powinno się zacząć Smocze Szkolenie. Musiałam ja uczyć, a wiesz jak kończą się moje kontakty z dzieciakami. Natomiast twoja matka została sama z zabezpieczeniami. Za to...
- Astrid... Uprzedzałem mamę, że dzisiaj mnie nie będzie w osadzie. Od śmierci ojca nie miałem ani jednego dnia dla siebie. Nie przesadzaj, świat się przecież nie zawalił...
Glizda przyglądała im się z boku z dziwnym grymasem na twarzy, tymczasem smoki zaczęły gonić się na wzajem. Chwilę potem Czkawka na siłę przytulił złotowłosą i ucałował w policzek. Dopiero potem uwaga obydwojga przeniosła się na Glizdę, która kucała nieopodal i przyglądała im się z zażenowaniem.
- Kto to jest? - wydukała podejrzliwie Astrid.
- Glizda. Miło mi - przedstawiła się brunetka i potrząsnęła ręką złotowłosej.
- Była sama na wyspie na zachód od naszej Berk. Tyle że raczej nie przekonała się do smoków... - dodał Czkawka.
- Nasz Czkawka wybawca. Wieczny heros i bohater. Powinieneś kozakować u siebie, a nie zmywać się przy pierwszej lepszej okazji. Też mi coś. Uratował se jakąś lalunie.
Po tych słowach Astrid odwróciła się do swojego smoka i ruszyła ku zabudowaniom. Jej Śmiertnik Zębacz zaskrzeczał jeszcze tylko w stronę Szczerbatka i podreptał posłusznie za swoją panią. Nocna Furia odwróciła się do Czkawki i wystawiła język.
- Leć Mordko. Przebłagaj Astrid i Wichurkę - rzucił chłopak i pozwolił oddalić się smokowi.
- Wichurkę? - spytała Glizda i spojrzała na chłopaka spod uniesionej brwi.
- Nie ja wymyśliłem to imię - wytłumaczył, wzruszając ramionami - Chodźmy.
Zaraz też ruszyli ramię w ramię ku domowi Czkawki i jego matki, by po rozmowie z nią i wspólnej kolacji zrobionej przez Pyskacza znaleźć lokum dla Glizdy. Po drodze młody wódz opowiadał brunetce o przeznaczeniu konkretnych miejsc i jednocześnie odstraszał od niej smoki, by ona nie zrobiła krzywdy im, ani na odwrót. 
-----------------------------------------------------------
Jestem świadoma, że chwilowo nic się nie dzieje, ale już w następnym rozdziale wprowadzę akcje, którą będę ciągnąć przez kilka rozdziałów. Obiecuje ;)
Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam Jeźdźcy Smoków.